Rome - Rozdział 11



W życiu występują te dobre jak i złe wybory. Niestety zwykle bywa tak, że wszystko wydaje się być w porządku i nagle pojawia się coś złego. To jest coś takiego, jak cisza przed burzą. 

Michael sprawę Lucy zostawił taką, jaką była z nadzieją, że nic się nie wydarzy i zapomniał o sprawie. Z kolei całkowicie oddał się związkowi z Jeremym.

Dla Jeremyego zaczęły się wakacje. Postanowił więc więcej pracować dla Justina w klubie i chodził jeszcze pomóc w prowadzeniu karaoke w czwartki z powodu wyjazdu poprzedniego prowadzącego. W warsztacie u wuja pracował tyle co wcześniej, tylko o bardziej sprecyzowanych godzinach. Najczęściej robił to rano, by popołudniami iść z kumplem do Central Parku i dorobić sobie na występach ulicznych grając na gitarze i śpiewając, gdzie jego kumpel grał na saksofonie. Dzięki temu kończyli około szesnastej. Następnie Jeremy udawał się do Michaela. Zwykle zostawali u niego w mieszkaniu, a czasem wychodzili na miasto.

Michael nie zdradzał prawdziwego powodu dla którego głównie zostawali w apartamencie.

Był czwartek, dwa tygodnie po ich wspólnym wyjeździe do Margate i Atlantic City, kiedy postanowili wybrać się wieczorkiem, przed Jeremyego pracą do jednego z barów na górnym Manhattanie. Był on po przeciwnej stronie Central Parku, więc Michael zaproponował przejść się na piechotę przez park.

Mężczyźni szli wolno, nie śpiesząc się zbytnio, alejkami w poprzek parku. Weekendu jeszcze nie było, więc nie było zbytnich tłumów. Jedynie co jakiś czas ktoś szedł z naprzeciwka. Czasem były to rodziny z dziećmi, czasem pary, czasem przyjaciele lub ludzie ze swoimi czworonożnymi pupilkami.

Michael przypomniał sobie, jak wtedy dzień po imprezie dla Ashley, po tym jak się pierwszy raz pocałowali, spotkali się Julliadrem, i jak potem poszli właśnie tutaj, do parku. Jak siedzieli na jednej z ławeczek i układali wspólne plany weekendowe. Właśnie wtedy tak bardzo pragnął wziąć za rękę Jeremyego. Teraz, gdy niby minęło już trochę czasu, nadal nie wiedział, co Jeremy pomyślałby o tym pomyśle. Może nie chciał się ujawniać przed ludźmi? To pytanie nurtowało Michaela wstaraczjąco dużo czasu, by w końcu poznać odpowiedź. Pod wpływem chwili wziął Jeremyego za rękę i spojrzał na niego. Mężczyzna jedynie uśmiechnął się radośnie na ten gest i mocniej zacisnął palca na dłoni Michaela. 

Nic nie mówili. Nie potrzebowali. Chcieli jedynie być razem.

Bar, do którego poszli był pełen ludzi. Z trudem znaleźli jakiś mały stolik w końcu sali niedaleko wejścia do toalet, tam, gdzie nikt nie chciał siedzieć. Osiemdziesiąt procent osób w barze stanowili mężczyźni. Nieliczne kobiety były najczęściej paniami do towarzystwa, które gotowe były, dla pieniędzy, na wszystko. 

Przed mężczyznami pojawiły się dwa wielkie kufle piwa.

- Mam nadzieję, że moja głowa mnie dzisiaj nie zawiedzie w piciu, bo za trzy godzinki muszę iść do pracy – powiedział Jeremy widząc przed sobą alkohol.

- Zdążysz wytrzeźwieć – powiedział Michael – a jeśli nie, to ci pomogę – uśmiechnął się tajemniczo.

Jeremy spojrzał na ekran telewizora wiszący nad barem. Właśnie leciał mecz footbollowy z Filedelfijskimi Orłami przeciwko Delfinom z Miami1

- Lubisz footboll? - zapytał Michael.

- Pewnie jak każdy Amerykanin powinienem. Tak samo jak powinienem znać drużyny z ligi koszykówki, bejsbolu i hokeja. 

- Mogłem się domyśleć takiej odpowiedzi.

- Sam siedzisz wieczorami i śledzisz newsy sportu z całego świata by być na bieżąco.

- Inaczej w życiu bym tego nie robił – Michael roześmiał się – Ashley ciągle mi powtarza, że pójście do działu sportowego w magazynie było dla mnie ostatnią deską ratunku jeśli chodzi o sport.

- Nigdy nie uprawiałeś żadnego sportu?

- Owszem uprawiałem – powiedział Michael – ale dla siebie, żeby się ruszać, a nie po to, żeby znać wszystkich sportowców i kto jaką nagrodę zgarnął.

- Rozumiem – powiedział Jeremy – a w co grałeś?

- W lacrosse. A ty? Grałeś w coś kiedyś?

- Zwykle nie chodziłem na w-f. Moja mama pracowała w przychodni jako pielęgniarka i załatwiała mi zwolnienia. Wiem, że nie było to w porządku, ale to był najlepszy pomysł, jaki przyszedł jej do głowy.

- Aż tak nie znosiłeś sportu?

- Bardziej chodziło o przemoc w domu. Gdyby ktoś się dowiedział, to mógłbym stracić rodziców.

- Nie byłoby tak łatwiej? Może twoja mama rozstałaby się z twoim ojcem, mieszkalibyście razem, nie byłbyś bity...

- Kochała go. Nadal go kocha i mu wybacza, chociaż wie, że źle robi. Teraz jest inaczej. Mnie nie ma, więc nie bije nikogo.

- Skąd wiesz? Czy twoja mama przyznałaby się, że twój ojciec ją bije?

- To by było wbrew jego zasad. Kobiet nie można ruszać. 

- Z tego co zauważyłem, byłeś bardzo blisko z mamą. Tęsknisz czasem za nią? Nie chciałbyś czasem, żeby historia inaczej się potoczyła?

- Wtedy nie poznałbym ciebie – Jeremy uśmiechnął się.

Michael słysząc poczuł, jak coś się w nim raduje. Chociaż żaden z nich nie wyznał jeszcze swojej miłości drugiemu bezpośrednio, pośrednio robili to ciągle w słowach, gestach i pocałunkach. Michael wyciągnął rękę ponad stolikiem i delikatnie dotknął dłoni Jeremyego głaszcząc ją delikatnie.

- Pedały – usłyszał zniesmaczony głos jakiegoś mężczyzny, przechodzącego właśnie obok ich stolika do łazienki. Oni jednak nie przejęli się tym.

- Czasem jest ciężko – powiedział Jeremy - takie wyzwiska to jeszcze nic. Chyba najbardziej bolą takie słowa usłyszane od bliskich. Dalej, jak ktoś cię zaatakuje w nocy w ciemnym zaułku i pobije.

- Zdarzyło ci się to kiedyś?

- Sporo osób się ode mnie odwróciło. Niewielu pozostało... Na przykład z dawnych znajomych... Jest tylko Kevin. Ten z którym gram popołudniami w parku.

- Chciałbym go kiedyś poznać. W końcu ty poznałeś moich przyjaciół.

- Nie ma sprawy. Kiedyś na pewno go poznasz – Jeremy rozejrzał się po barze popijając zimne piwo – Nie lubię, jak ludzie patrzą się na mnie, jak tamta dziewczyna. Z nienawiścią.

Michael nawet nie spojrzał na wskazaną dziewczynę. Nie obchodziło go, kto jak na nich patrzył. Kiedyś, myśląc o tym stracił Seana. Nie mógł drugi raz popełniać tego samego błędu. 

- Pójdę po jeszcze jedno piwo – powiedział Michael, wstał od stolika i zabrał puste już kufry – zgaduję, że nie będziesz już więcej pił?

- Jeśli nie chcę zacząć wyśpiewywać pijackich piosenek na karaoke, to nie powinienem już więcej pić.

Michael po chwili wrócił i ponownie usiadł na przeciwko Jeremyego.

- Akurat wyrobiłem się przed końcem happy hour oszczędzając trzy dolce – powiedział i napił się.

- Ja za to czuję, że od dwóch tygodni ciągle oszczędzam nic nie wydając. To się w końcu musi zmienić. Nie chciałbym ciągle...

- Daj już spokój. Gdybym chciał, żebyś płacił, powiedziałbym ci. Ale nie chcę. Czasem nie wiem, co robić z oszczędnościami. I jeszcze regularnie dostaję coś na konto od rodziców. Uważają, że za szybko dorosłem, wyjechałem na studia i zacząłem pracować dlatego na nic mnie nie stać. Prawda jest zupełnie inna. Ale... Co się im dziwię. Kilka tygodni temu wrócili z dwumiesięcznej wycieczki po Afryce, w Zeszłe wakacje byli w Europie, a trzy lata temu w Azji. Planują przed śmiercią być w każdym jednym państwie świata.

- I jeszcze znajdują na to czas i pieniądze... A tak zapytam, czym się oni zajmują?

- Posiadają sieć hoteli, SPA, gabinetów odnowy i aquaparków na Florydzie. Głównie w Miami i Orlando.

Jereymego lekko zatkało. Domyślał się czegoś podobnego, ale i tak poczuł małe ukłucie gdzieś w środku. Jego pochodzenie było, delikatnie mówiąc marne – jakaś tam farmerska rodzina w stanie Wyoming, teraz mieszkał u wuja i gdyby nie stypendium nie mógłby nawet chodzić do wymarzonej uczelni ze względu na wysokie koszty i jednak nie aż tak wysokie zarobki w klubie.

- A wracając do ich wycieczki po Afryce – powiedział nagle Michael – rodzice wysłali mi kilka zdjęć – mówiąc kilka miał na myśli przeszło pięćdziesiąt – wiesz, takie od wiosek Masajów, przez słonie na sawannie a skończywszy na piramidach w Egipcie. Chcesz zobaczyć? 

Michael wyciągnął telefon i szybko odszukał odpowiednią galerię. Zdjęcia te oglądało się dodatkowo ciekawie, ponieważ miały w sobie w większości jakiś swoisty żart w postaci uśmiechniętego małżeństwa wygłupiającego się przed obiektywem, jak na przykład, gdy ojciec Michaela udawał, że ciągnie słonia za trąbę, który w rzeczywistości stał oddalony paręnaście metrów i objadał się liśćmi jakiegoś drzewa.

Michael podał Jeremyemu telefon na pierwszym zdjęciu, tak, że mężczyzna mógł oglądać po kolei zdjęcia. Co chwila uśmiechał się rozbawiony widząc kolejne zdjęcia.

- Twoi rodzice to mają poczucie humoru – powiedział.

- Od zawsze. Chciałbym kiedyś tak podróżować jak oni i robić podobne zdjęcia. Albo i lepsze, żeby zazdrościli moich pomysłów.

- W twoje pomysły to ja nie wątpię – powiedział Jeremy i wrócił do przeglądania zdjęć.

W pewnym momencie Jeremy zastygł bez ruchu. Patrzył przerażony na telefon. Michael widząc to spojrzał na niego pytająco.

- Chyba mamy jeszcze trochę czasu – powiedział myśląc, że może zagapili się i Jeremy musi już iść do pracy.

- Tak, mamy, ale wiesz? Chodźmy już – oddał telefon Michaelowi, na co ten spojrzał na wyświetlacz. Mieli jeszcze sporo czasu.

- Czemu? Coś się stało?

- Nie chcę robić tutaj scen – powiedział jedynie Jeremy, podniósł się z miejsca i szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Michael nie wiedząc, co się dzieje wybiegł za nim.

- Jeremy – powiedział łapiąc go za nadgarstek – co się stało?

Jeremy szybkim ruchem ręki wyrwał mu się. 

- Nie dotykaj mnie – powiedział – nie chcę robić tutaj scen. Chcę tylko zabrać gitarę z apartamentu i iść do pracy.

- Teraz?

- Tak. Teraz.

Jeremy nie odzywał się przez całą drogę. Michael zresztą też nie. Cały czas zastanawiał się, co też takiego się stało, że Jeremy chce iść wcześniej do pracy. Może sobie o czymś przypomniał? Tylko czemu tak nagle i czemu odtrącił jego dłoń mówiąc, żeby go nie dotykał?





***





Na jednym ze stolików wylądował mały kieliszek po tequili. Było co świętować. Warto było siedzieć tą godzinkę i czekać. Czekać, by się zemścić. Blondynka wstała od stolika i położyła spory napiwek na stoliku. 

- Masz za swoje, kotku – powiedziała szeptem sama do siebie i wyszła z baru.





***





Michael otworzył drzwi i puścił Jeremyego przodem do mieszkania.

- Ale z ciebie debil. Nie nawidzę cię – krzyknął Jeremy, gdy tylko Michael zamknął za sobą drzwi. Stał tyłem do niego.

- Co? Ale czemu? - zapytał Michael i spróbował go odwrócić, na co Jeremy wyrwał mu się szybko.

- Nie dotykaj mnie – powiedział odchodząc kilka kroków w tył.

- Co się stało? Co ja takiego zrobiłem?

- Co zrobiłeś? Nadal nie wiesz? Jakaś dziewczyna pisze do ciebie "kotku" i pyta się, kiedy w końcu może do ciebie przyjść, a ty nie wiesz, co się stało? Jeszcze zaraz mi powiesz, że jej nie znasz.

- Jeremy, ja naprawdę nie wiem, o czym mówisz – przez głowę mignął mu obraz Lucy. Czy to ona? Ale przecież nie pisała odkąd dowiedziała się, że jest w "Europie" z obawy o drogie SMSy.

- Widziałem. Wysłała ci SMSa kiedy przeglądałem galerię. Gdyby nie to, w życiu by mi do głowy nie przyszło, że... Że...

- Przecież nawet nie jesteśmy razem. Owszem, umówiliśmy się kilka razy, mieliśmy seks, ale nigdy...

- Co nigdy? Nigdy nie byliśmy razem? To chcesz powiedzieć? Że przychodzę do ciebie dla seksu, który i tak nic nie znaczy? A oprócz tego masz jakąś laskę, z którą sypiasz?

- To nie tak...

- A jak? Bo siostrą raczej twoją nie jest, skoro, cie "kotkiem" nazywa i prosi o kolejne spotkanie u ciebie w mieszkaniu.

- Spotkałem się z nią kilka razy przed tobą – powiedział zrozpaczony Michael – ale jakoś tak wyszło, że nie powiedziałem jej co i jak, że nie chcę z nią być bo...

- Bo jesteś ze mną? Nie wiem, boisz się, że nagle jeśli coś nie wyjdzie, jeśli ludzie zaczną coś gadać to wrócisz do niej? Zawsze jesteś z innymi na dwa fronty? A może wciąż nie jesteś pewny swojej seksualności?

- Lepiej znam swoją seksualność niż ci się wydaje. Czemu mnie osądzasz po jednym SMSie, który mi ktoś napisał? Ja go nie napisałem i nie mam z nim nic wspólnego! A może to ty nie chcesz być z kimś, kto nie jest gejem? Może się boisz, że rzucę cię dla jakiejś dzewczyny, która nazwie mnie kotkiem. W końcu ona mówiła tak do mnie od pierwszej randki, a ty co? Nawet nie powiedziałeś mi, co do mnie czujesz. A może nic nie czujesz?

- Wtedy na pewno nie poszedłbym z tobą do łóżka. Sam też nigdy nie wyznałeś swoich uczuć. Jeśli w ogóle takowe posiadasz. I dla twojej świadomości: to nie ma znaczenia, kiem jesteś, tylko jaki jesteś.

- To może jednak chodzi o twoje kompleksy? W końcu kobiety są takie idealne, a ty masz całą masę blizn na plecach.

Jeremy podszedł do Michaela i jednym ruchem ręki uderzył go pięścią w twarz. Wziął gitarę, którą zostawił w salonie przy akwarium i ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

- Taki sam z ciebie palant jak z mojego byłego – powiedział i zamknął za sobą drzwi.






***





Ashley przyjechała do Michaela jak tylko dostała od niego błagalną wiadomość o pomoc. Zastała go siedzącego na zimnej podłodze w kuchni. Twarz miał zasłoniętą dłońmi a wszędzie na około niego widać było plamy krwii.

- Co tu się stało? - zapytała podchodząc do niego – czemu tu jest krew? - oderwała mu ręce od twarzy. Michael patrzył na nią tempym wzrokiem – Co się stało z twoim nosem?

- To wszystko moja wina.

- To na pewno. Ciekawe tylko, dlaczego tak uważasz. Co się stało?

- To wszystko moja wina – powtórzył i oparł głowę tyłem o ścianę. Krew na nosie zdążyła na nim skrzepnąć, jednak nos nadal był dziwnie napuchnięty.

- Tak, to już słyszałam popaprańcu. Tylko dlaczego? Co zrobiłeś? Czy to ma coś wspólnego z Jeremym?

Słysząc imię mężczyzny Michael skrzywił się w bólu.

- Zrób coś z moim nosem – spojrzał błagalnie na przyjaciółkę. Ashley jedynie wzięła mały, kuchenny ręcznik, zmoczyła go w zimnej wodzie i otarła nim twarz Michaela. Mężczyzna syknął z bólu, gdy mocniej dotknęła nos.

- Nie wydaje się być złamanym – powiedziała – jedynie strasznie napuchł. Sam go sobie tak załatwiłeś?

- Nie... A właściwie to tak. To moja wina...

- Cholera, Michael, powiedz wreszcie, co jest twoją winą?

- Wszystko. Od złych decyzji po raniące słowa. 

- Jakie decyzje? Jakie słowa?

Michael oparł się o zimną ścianę i nieprzytomnym wzrokiem patrzył w sufit.

- Nie porozmawiałem wtedy z Lucy. Zostawiłem strawę taką, jaką była. Nie wiem czemu. Pewnie stchórzyłem. Jak wtedy też zanim powiedziałem jej o wyjeździe i wtedy jak unikałem jej po tym jak chciała mnie zaciągnąć do łóżka. Ashley, tchórz ze mnie.

- Nie mów tak – powiedziała i usiadła obok niego również opierając się plecami o ścianę.

- Tchórz i jeszcze palant...

- Nie jesteś palantem – powiedziała Ashely – nie zadawałabym się wtedy z tobą. A już na pewno nie byłbyś moim przyjacielem.

- Nie masz racji – powiedział Michael – Nie mówiłem ci o tym, bo nie wiedziałem, czy Jeremy by chciał... Ma plecy całe w bliznach. Ojciec się nad nim znęcał. Wiesz, czemu nie był pewny czy mi ufać? Bo jego były wypominał mu, że musiał się na niego patrzeć. Powiedziałem wtedy, że był palantem. Ale wcale nie jestem lepszy.

- Chyba mu tego nie powiedziałeś?

- Wcale tak nie myślałem... - powiedział zrozpaczony.

- Jak mogłeś... Jesteś idiotą. To musiało go tak bardzo zaboleć. Co ci w ogóle strzeliło do głowy?

- Pokłóciliśmy się.

- W każdym związku są kłótnie. To znaczy tyle, że każdy ma swój charakter. Tylko o co wam poszło?

- O ten głupi SMS od Lucy. Napisała do mnie dokładnie wtedy, kiedy Jeremy oglądał zdjęcia w moim telefonie. Czemu akurat wtedy napisała i czemu musiała napisać "kotku"? Gdybym wtedy nie stchórzył i porozmawiał z nią, wszystko jej wytłumaczył, nie napisałaby. Nie było by całej tej kłótni, która zeszła na kompleksy i skończyła się na jego plecach. Ashley, pomóż mi, nie wiem co robić...

- Kochasz go?

- Czemu mnie o to pytasz?

- Żebyś powiedział głośno, co do niego czujesz.

- Tak, kocham go.

- To o niego walcz. Bo jest tego warty. Naprawdę go lubię.

- Jak? Co mam robić? On na pewno nie chce mnie widzieć.

- Wytłumacz mu całą sytuację z Lucy. Z samą Lucy też musisz porozmawiać, żeby więcej nic do ciebie nie pisała. Najgorszym co mogłoby się stać, to to, że Jeremy by ci wybaczył, a ta flądra napisałaby ponownie. 

- Ale on mi nie wybaczy...

- Nawet tak nie myśl. Słyszysz – dziewczyna poderwała się i kucnęła naprzeciwko niego. Zmusiła go, by na nią spojrzał – nie wolno ci sie poddawać. Nie, jeśli kochasz. Jeśli Jeremy da ci drugą szansę, to pamiętaj, że przede wszystkim musisz na początku odbudować jego zaufanie. Na pewno wiesz, o czym marzy, co na przykład zawsze chciał mieć. No nie wiem... Rusz głową, wymyśl coś. Bądź kreatywny.

- Spróbuję – powiedział Michael.





***





Jeremy nie potrafił zebrać swoich myśli. Michael. Czemu mu to zrobił? Czemu akurat on mu to powiedział? Nie liczył się ten głupi SMS. Każdy mógłby mu to napisać. On nic nie znaczył. Przynajmniej tak długo, jak nic nie znaczył dla samego Michaela. Jeremy sam nie raz dostawał jakieś jednoznaczne propozycje. Zawsze je ignorował. Michael też wydawał się ignorować tą wiadomość. Tylko co? Tylko czemu do jasnej cholery Jeremy zaczął na siłę wymyślać jakieś powody seksualności, niezdecydowania, jakieś kompleksy? W chwili, gdy Michael wymawiał tamte straszne słowa o bliznach... Jeremy czuł wtedy jak nóż wbija mu się prosto w serce. Tylko czy sam nie zawinił po części? Czemu nie mogli normalnie porozmawiać? Tylko musieli zacząć kłócić się i tracić opamiętanie w słowach.

Jeremy wszedł do klubu na dwadzieścia minut przed otwarciem. Czuł, że nie będzie w stanie poprowadzić dzisiejszego karaoke. Właściwie jedynym powodem dla którego tutaj przyszedł, to chęć napicia się dobrego alkoholu i zapomnienia o problemach. Przynajmniej na teraz...

null

- Wyglądam w tym jak debil – mówił chłopak – co ci w ogóle strzeliło do głowy, by mi to dawać?

- Sam również to noszę. To jest jak mundurek dla ciebie. Miałeś kiedyś jakiś dress code w szkole? Czy tego też cię nie nauczono?

- To sobie noś to... Ja nie mam zamiaru – chłopak szamotał się z supłem z tyłu pasa – i obsłuż klienta. Ja nie mam zamiaru.

null

- Kogo ja tu widzę... Nasz dzisiejszy prowadzący – powiedział podchodząc do Jeremyego i opierając się o bar naprzeciwko Jeremyego – coś chyba jednak jesteś nie w sosie...

- Napiłbym się czegoś mocnego – powiedział Jeremy i spojrzał na niego błagalnie. Billy jedynie pokręcił głową. Nigdy by na to nie pozwolił, jednak przybity wyraz twarzy Jeremyego mówił sam za siebie. I tak mężczyzna nie będzie w stanie prowadzić karaoke.

- Młody – Billy machnął ręką na Nicka – whisky z colą.

- A co ja jestem, służący? - zapytał chłopak – ten to nawet nie wygląda mi na kogoś kto ma kasę, a co mówiąc na napiwek dla mnie

- Boże... - powiedział Billy – co ja się z nim mam – już miał się podnieść, gdy zobaczył, że chłopak jednak ze skwaszoną miną zabrał się za przygotowywanie napoju – Ale co się tobie stało, Jeremy? Michael cię rzucił? - zapytał poważnie. 

- Nie... Ja... Zresztą... Nikt... Nikogo... Chyba... Sam nie wiem – wydukał niemiłosiernie plącząc się tak, że ledwo dało się go zrozumieć.


- Jeśli nikt nikogo jeszcze nie rzucił – zaczął Billy – a tak zrozumiałem, to nie ma co rozpaczać. Kłótnie, sprzeczki i różne opinie na jakiś temat zawsze były, są i będą wśród ludźmi. Najważniejsze to nauczyć się przepraszać, wybaczać i być z ludźmi, których się kocha. Zapamiętaj to, Jeremy.





***







W nocy budziła go cisza. Była tak przerażająca, że nakładał poduszkę pod głowę, by się przed nią uchronić. Ale nawet to nie było w stanie sprawić, że zapomniałby twarzy Jeremyego, gdy mówił tamte ostatnie słowa. Skąd one się w ogóle wzięły? Przecież wcale tak nie myślał... Przełykał ślinę próbując nawilżyć suche gardło, lecz to nie pomagało. Przez chwilę miał ochotę pójść do kuchni po szklankę wody, wtedy jednak przypomniał sobie o tym, co takiego tam się wydarzyło. Sam nie wiedział, jak stawi czoła temu miejscu rano.






***





Jeremy nie wiedział jakim cudem, ale znalazł się nagle w ciepłym pomieszczeniu. W głowie huczało mu od nadmiaru alkoholu i głośnej i dość nieprzyjemnej rozmowy. Starał się zrozumieć, o czym mówili rozmówcy, ale ból głowy zupełnie mu na to nie pozwalał. 

W końcu otworzył powieki, które prawie natychmiast ponownie mu się zamknęły. Mocno się zmusił, by otworzyć je ponownie, by zobaczyć siwy sufit samochodu. Czyżby ktoś go uprowadził? Spojrzał na kierowcę i od razu się uspokoił. To był tylko Billy... 







***





Nie pamiętał drogi do pracy, ani z pracy. Nie pamiętał samej pracy. Zapewne nie byłby w stanie powiedzieć nawet, że był w pracy, chociaż był, gdyby nie przerwa na lunch z Ashley w kawiarni. Tam nagle ożył. Na chwilę, by stawić czoła Lucy.






***





Jeremy leżał na plecach w swoim łóżku i liczył setki drobnych kryształków zwisających z lampy w jego pokoju. Chciał je liczyć, by nie myśleć o poprzednim wieczorze. 



Jeremy leżał na łóżku i patrzył się prosto na starodawną lampę u niego w pokoju. Liczył kryształki, którymi otoczona była ta jedna, jedyna żarówka, by umilić sobie czas czekania na Michaela.






1Drużyny: Philadelphia Eageles oraz Miami Dolphins





*  *  *
*  *

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz