Rome - Rozdział 13

Jeremy patrzył na małą tabliczkę informującą o początku nowego miasta. Rzym. Wiedział doskonale co to znaczy. Michael chciał spełnić jego marzenie o randce w tym pięknym mieście. Nie liczyło się to, że nadal byli w tym samym stanie, a co dopiero państwie. Liczyło się to, że Michael zapamiętał tą drobną rzecz i pokazał kreatywność.

-Mam nadzieję, że nie jesteś zawiedziony tą podróbką, twojego Rzymu... Do prawdziwego mógłbym cię zabrać dopiero w przyszłym tygodniu, bo na ten nie było już żadnych lotów. Znaczy... Znalazł się wtedy, jak Ashley dzwoniła, ale nie zdążylibyśmy na niego wrócić do Filadelfii.

Jeremy nadal stał zaskoczony.

-Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy ta podróbka. Nigdy bym się jej nie spodziewał – w końcu odwrócił się w stronę Michaela i pocałował go – Tak bardzo ci dziękuję.

Michael odjął mocno Jeremyego. Teraz przydałoby się jedynie wymyślić coś, co utrzymałoby ten wypad do Rzymu w formie randki – jakąś restaurację lub inne romantyczne miejsce...

-Co powiesz na lunch? Już jest po piętnastej...

-Może będą jeszcze mieli jakąś włoską restaurację.

-Sprawdźmy – powiedział Michael i wziął Jeremyego za rękę prowadząc go do samochodu.

Odnalezienie restauracji nie okazało się być rzeczą trudną. Michael pojechał do centrum i tam zapytał jakąś kobietę o włoskie restauracje. Mieszkanka gorąco poleciła pojechać na północ, nad jezioro, gdzie mieli znaleźć dużo bardzo dobrych restauracji, knajp, pabów i barów. 

W końcu samochód zatrzymał się przy wjeździe do zajazdu z iście włoską nazwą "La Bella". Budynek był dwupiętrowy. Na parterze posiadał restaurację, a na górze gościnne pokoje. Znajdował się zaraz przy jeziorze na wysokim skalistym brzegu. Z tyłu zajazdu było wąziutkie zejście w dół drewnianymi schodkami do wody na przytulną plażę, ledwo widoczną wśród drzew z parkingu. 

Mężczyźni weszli do restauracji i zajęli miejsce przy małym stoliku w kącie sporej sali zaraz przy oknie, by mieć widok na malownicze jezioro. 

- Napiłbym się czegoś, ale będę prowadził, więc chyba nie powinienem – powiedział Michael i uśmiechnął się do Jeremyego zza menu.

-Zawsze jest jeszcze opcja zostania tutaj, ale pewnie odpada, bo masz co jutro robić.

-Miałem jedynie akwarium umyć, ale to może poczekać nawet i do przyszłego weekendu. Chciałbyś zostać? Możemy zapytać, czy mają tutaj jakieś wolne pokoje. A miasteczko nie wydaje się znowu takie małe, więc może i jakieś atrakcje będą mieli. 

-Jest tak ciepło... Aż szkoda byłoby szukać innych atrakcji będąc tak blisko jeziora. Swoją drogą, ciekawe, czy woda jest ciepła.

-Myślę, że powinna być ciepła, bo pogoda dopisuje od jakiegoś czasu, więc słońce na pewno je rozgrzało. Jak chcesz, to możemy później sprawdzić.

-Dzień dobry państwu, czy mogę przynieść panom czegoś do picia? - zapytał kelner podchodząc do ich stolika.

-Poproszę czerwone wino – powiedział Jeremy i spojrzał pytająco na Michaela. Był bardzo ciekawy, czy wydłużą sobie pobyt tutaj o jeszcze jeden dzień.

-Dwa poprosimy – decyzja wcale nie była trudną do podjęcia.

-A czy wiedzą już panowie, co podać do jedzenia? Czy potrzebują państwo jeszcze czasu?

-Co powiesz Jeremy na pizzę? Może taką jak zawsze z salami i pieczarkami? - Michael doskonale wiedział, że taka jest ulubioną mężczyzny.

-Dobrze.

Kelner oddalił się, by po chwili wrócić z dwoma kieliszkami pełnymi wina.

-Chyba bardziej romantycznie mogłoby być jedynie przy zachodzie słońca – mruknął Michael.

-Nie chciałoby mi się czekać. Po pierwsze jestem głodny, a po drugie, przy zachodzie słońca możemy wymyślić coś równie romantycznego.

-Jak na przykład... - Michael zastanowił się nad odpowiedzią - Seks na plaży? 

-Jasne... Szczególnie na tej publicznej z masą dzieci. Wiesz, taka edukacja o różnych obliczach związków.

-Czyli tych od chodzenia za rączkę do łóżka?

-Chodziło mi bardziej od zwyczajnych, po gejowskie, ale taka edukacja też może być.

Michael spojrzał na wyświetlacz telefonu, na migającą wiadomość. Kliknął na nią, by ją przeczytać.

-Ashley definitywnie przydałby się jakiś facet. Normalnie nie daje mi spokoju, a tak to by się nim zajęła. Nie znasz nikogo?

Jeremy zastanowił się chwilę w głowie kartkując wszystkich swoich znajomych.

-Kogoś bym pewnie znalazł... A jaki jest jej typ?

-Nigdy mi o tym nie mówiła.

-Pewnie nawet się nie spodziewała za bardzo, że moglibyście rozmawiać o typach facetów.

-Bardzo śmieszne... Chociaż chyba nie... W każdym razie nie mów jej tego, bo już widzę ten temat jako jej numer jeden. A sam wiesz, jak ona uwielbia gadać... Nie znam drugiej takiej osoby. Nawet Sam nie dorasta jej do pięt.

-Czyli przede wszystkim jej typ musi być cierpliwym typem – skwitował Jeremy – znam kogoś takiego. 

-Idealnie – ucieszył się Michael – no to teraz musimy jeszcze wymyślić w jaki sposób ich zeswatać i będę miał święty sposób. O. Zobacz. Nasza pizza.

Na stole pomiędzy nimi wylądowała smakowicie wyglądająca pizza.

Michael podniósł do góry kieliszek. By wznieść swój skromny toast. Nie znosił tego, ale teraz tak bardzo pragnął to zrobić. Zaznaczyć, że znowu wszystko jest dobrze, jak dawniej.

- Za nasz nowy rozdział i moją drugą szansę.



Pogoda była idealna by posiedzieć na dworze. Mężczyźni zarezerwowali sobie pokój i wyszli na spacer nad jezioro. Wolno schodzili po wąskich schodkach w dół, do tej ukrytej, przytulnej plaży. Oprócz dwóch biegających wiewiórek nie było tam nikogo. Chodzili po ciepłym piasku zmywanym przez drobne fale jeziora stwarzane przez motorówkę. 

Jeremy podszedł do brzegu plaży i zanurzył stopy w ciepłej wodzie. Nieprzeniknionym wzrokiem patrzył się gdzieś w głąb krajobrazu – w lekko już pomarańczowe jezioro pomalowane przez słońce i połyskujące zielenią liście drzew rosnących dookoła.

W pewnym momencie poczuł dłonie Michaela, które mocno objęły go i zacisnęły się na jego brzuchu. Poczuł, jak mężczyzna porusza palcami po jego koszuli, co jedynie przypomniało mu, jak długo nie był tak dotykany. Dla kogoś mogłoby się wydawać to śmieszne, bo to długo, to były ledwie dwa dni, ale on tak bardzo tęsknił za tym dotykiem. 

-Czemu jeszcze wczoraj do mnie nie przyszedłeś? - zapytał Jeremy.

-Pracowałem, a później ty miałeś pracę.

-I tak nie byłem. Justin jest pewnie wściekły...

-Powinien zrozumieć sytuację. 

-Czemu więc nie przyszedłeś? Tak bardzo tego chciałem...

-Też tego chciałem, chociaż tak się też bałem. No i musiałem zakończyć kilka pozaczynanych wcześniej spraw. 

Jeremy nic się nie odezwał. Czuł, że czas mógłby stanąć w miejscu. Nic się nie liczyło, tylko obecność Michaela. 

Czas jednak płynął dalej. Przesuwał powoli słońce po niebie w dół horyzontu, które swoimi słabymi promieniami barwiło jezioro na setki przeróżnych odcieni żółtego, złotego, pomarańczowego, czerwieni a nawet różu, po to, by to później schowało się za pagórkiem przywołując ciemność. W tym samym czasie pojawiła się Wenus na niebie a następnie pierwsze gwiazdy, które mieniły się srebrzystymi kolorami odbijając się w tafli jeziora. Wyglądało to tak, jakby było ich parokrotnie więcej niż w rzeczywistości. W końcu zerwał się zimny wiatr poruszając idealną powierzchnię wody i powodując jej drobne drgania. 

Mężczyźni pod wpływem chłodu wyraźnie odczuli brak bluz, czy chociażby długich rękawów. Jeremy wzdrygnął się delikatnie.

- Pora wracać – szepną Michael biorąc mężczyznę za rękę i prowadząc do zajazdu.

Jeremy raz jeszcze spojrzał w niebo. W dzieciństwie uwielbiał obserwować gwiazdy. W ostatnich latach nie mógł, ze względu na światła Nowego Jorku, a dzisiejszy nów przysparzał idealną okazję. Z chęcią pozostałby tu jeszcze przez chwilę, wiedział jednak, że ważniejsze jest zdrowie. W głowie raz jeszcze odtworzył widok, jaki się prze nim rozpościerał, by na zawsze go zapamiętać.





Zamek w drzwiach pokoju jakby umyślnie, nie chciał ich wpuścić do pokoju. Było już późno w nocy, po tym, jak mężczyźni wrócili z kolacji. W końcu po chwili szamotania zamek puścił i mogli wejść do pokoju. Było ciemno. Po omacku Jeremy odnalazł włącznik światła. 

Korzystając z chwili nieuwagi Jeremyego, Michael złapał go za nadgarstek lewej ręki i obrócił w swoją stronę, by odszukać jego usta. Mocno przywarł do niego zatapiając swe palce we włosach mężczyzny. 

Uwielbiał całować Jeremyego. Uwielbiał jego usta, ich smak oraz wnętrze. Uwielbiał jego ciało oraz to, co sam jego widok z nim robiło. Jedynie patrząc na niego cały płonął w jakimś nieznanym mu wcześniej ogniu. Ogniu, którego nigdy wcześniej nie zaznał z żadną kobietą. 

Jeremy delikatnie odsunął się od Michaela.

-Mówiłeś coś, że chciałbyś swój rysunek? - zapytał cicho. Nie otrzymał odpowiedzi na pytanie, gdyż Michael ponownie wpił się w jego usta przyciągając go mocno do siebie. Powoli ręce wchodziły Jeremyemu pod koszulę i delikatnie gładziły plecy. 

-Najpierw chcę ciebie – wyszeptał Michael Jeremyemu do ucha, po czym zaczął całować go po szyi. Jeremy, jak to miał w zwyczaju przekręcił jedynie głowę, by ułatwić mu dostęp. Uwielbiał, gdy Michael tak go całował w szyję. 

Jeremy cały płonął. Jeszcze gdy byli nad jeziorem tak bardzo pragnął kochać się Michaelem. Teraz w końcu byli w pokoju, a on czuł, że nie może już dłużej czekać.

-Proszę... Weź mnie już... - powiedział przymykając oczy pod wpływem pożądania.

Nie musiał drugi raz powtarzać Michaelowi. W mig ich ubrania wylądowały na podłodze, a mężczyźni na jednym z dwóch łóżek. 





Michael leżał na łóżku i obejmował w pasie Jeremyego. Co kilka minut jego dłoń wędrowała do jego twarzy, by pogłaskać go po policzku i wrócić z powrotem na swoje stałe miejsce. Znowu dotknął twarzy Jeremyego. 

-Jesteś taki piękny – powiedział obrysowując kciukiem granice jego ust. Były one stworzone do całowania. 

-Nie mów tak...

-A co mam mówić?

-Nie wiem... Ale nie, że jestem piękny.

-Ale to prawda. Jesteś piękny. Zapamiętaj to raz na zawsze.

Jeremy nie wiedział co odpowiedzieć. Zamiast tego ruszył delikatnie głową tak, że kciuk Michaela przesunął się z kącika jego ust, centralnie na nich, dzięki czemu pocałował go.

Nigdy nie chciał wierzyć komuś, kto mówił mu takie rzeczy. Sam w nie nie wierzył, bo i niby jak? Często jego ciało wręcz odpychało ludzi, a on dobrze o tym wiedział. Z drugiej jednak strony pamiętał doskonale jego pierwszą noc spędzoną z Michaelem. Nikt nigdy nie dotykał go w taki sposób. Tak, jakby był kimś wyjątkowym. Tamta noc nie była wyjątkiem. Za każdym razem to się powtarzało. Zawsze. Nawet dzisiaj.

W pokoju panowały kompletne ciemności. Michael jedynie widział połyskujące oczy Jeremyego, a także kształt jego sylwetki. Ten drobny jego gest był idealną odpowiedzią, na jego wyznanie. Wiedział, że mężczyzna w ten sposób podziękował za jego komplement.

-Jak tu jechaliśmy, to jedna rzecz nie dawała mi spokoju – powiedział Michael – coś, co uświadomiłem sobie dzisiaj rano, taki mały problem...

-Problem? - zapytał Jeremy zastanawiając się, o co takiego może Michaelowi chodzić.

-Mieszkanie twoich wujów jest taki małe... Twoje kuzynki mają wspólny pokój. Na pewno wolałyby mieć własne pokoje. Byłoby nawet im wygodniej się pomieścić, czy zaprosić koleżanki.

-Na pewno – przyznał mężczyzna – tylko to jest raczej nie wykonalne. Dopóki się nie wyprowadzę...

-No właśnie. Ale gdybyś miał gdzie zamieszkać?

-Nie mam wystarczająco dużo odłożonych oszczędności. Gdybym tylko mógł, dawno bym to już zrobił.

-Czemu więc nie przeprowadziłbyś się do mnie?

-To chyba nie jest najlepszy pomysł – powiedział Jeremy.

-Czemu? Nie mówię, że już teraz, dzisiaj, ale jak już nam się wszystko ułoży... 

-Wiesz, pomijając powody takie jak to, że nie mógłbym się uczyć, bo myślałbym tylko o tobie, i jak cię zaciągnąć do łóżka... Jest jeszcze kwestia finansowa.

-Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. No i zobacz. Nie będziesz musiał płacić za metro, bo będziesz miał naprawdę blisko do szkoły, do pracy też nie najdalej, ewentualnie będę mógł cie podwozić. Twoje kuzynki miałyby osobne pokoje. Ty nie czułbyś potrzeby wynagrodzenia wujowi za pomoc...

-Ale czułbym w stosunku do ciebie. 

-Nie potrzebnie. I tak płacę tyle samo za ogrzewanie, niezależnie od ilości osób w moim apartamencie. Gotować będę jedynie więcej, żeby dla nas dwóch starczyło.

-Ale to są wydatki. A ty zdążyłeś już powiedzieć, że nie chcesz ode mnie żadnej kasy.

-Dobrze. Raz ja płacę za zakupy spożywcze, raz ty i problem z głowy.

-No i jeszcze zużycie wody...

-Możemy się razem myć. Z pewnością zaoszczędzimy wtedy – był pewny, że gdyby światło było włączone zostałby właśnie zabity wzrokiem przez Jeremyego za ten pomysł. Sam on jednak poczuł, że naprawdę chciałby tego kiedyś spróbować. Oczywiście nie tylko mycia.

-Coś czuję, że ta twoja propozycja ma ukryte podteksty.

-Wiesz, że ja zawsze jestem niewinny.

-Jasne... - powiedział Jeremy – w każdym razie, nie muszę już dzisiaj podejmować decyzji?

-Jedynie jeśli w jakiś inny sposób mnie uszczęśliwisz.

-Czyli ten pomysł, to też uszczęśliwienie cię? 

-Nie myśl, że jedynie o tobie myślałem – zaśmiał się Michael.

Jeremy wstał z łóżka, zapalił światło i zaczął czegoś szukać w plecaku.

-W takim razie zabieraj tę kołdrę.

-Co?





Jeremy siedział na jednym z foteli po turecku, przykryty prześcieradłem. Na prawym kolanie opierał gruby zeszyt w twardej oprawie. W ręku trzymał ołówek. Co chwila spoglądał na nagie, zgrabne ciało Michaela pozujące mu do rysunku. W pokoju słychać było jedynie ciche posuwanie ołówka po papierze, który rysował nieokreślone kształty, które miały potem przemienić się w Michaela.

Szkicowanie miało też być dosyć dobrą lekcją poznawania ciała mężczyzny. Jeremy miał szansę zobaczyć je z zupełnie innej strony. Przyglądał się szczegółom, takim jak co bardziej odznaczające się pieprzyki, dokładny układ mięśni, czy zarostu na ciele mężczyzny. A miał na co patrzeć. 

Michael przez cały czas patrzył zafascynowany na Jeremyego jak ten, uważnie raz przygląda się jemu, to znowu wraca do swojego szkicu. Co chwila cień rzęs, dawany przez małą zaświeconą lampkę obok Jeremyego, to znikał, to pojawiał się na jego policzkach. Cień ten wyglądał, jak gęsta, nieostrzyżona trawa. Ten widok był naprawdę uroczy. Michael cieszył się też w duchu, że Jeremy przykrył się prześcieradłem. Bał się, że w innym wypadku spojrzenie na jego nagie ciało mogłoby wywołać zauważalne podniecenie, czy nawet erekcję. 

W pewnym momencie poczuł silne mrowienie w nodze. Delikatnie nią ruszył, by aż tak mu nie cierpła.

-Nie mówiłem nic o ruszaniu się? - zapytał Jeremy odkładając zrezygnowany rysunek na stolik, gdzie stała lampka. Owinął się prześcieradłem i podszedł do telewizora, obok którego zostawił wodę. Czuł, że ma bardzo spękane usta.

-Naprawdę nie mogę się ruszyć? Tak mi noga ścierpła... 

-Nie, bo wszystko zepsujesz.

-To może mi ja chociaż pomasujesz, skoro ja już nie mogę się ruszyć?

Jeremy spojrzał na niego spode łba.

-Dobrze. Masz pięć minut przerwy. Cholera, będę musiał cię znowu układać przez dwadzieścia minut. 

-Wcześniej nie zajęło ci to aż tak dużo czasu – powiedział Michael podchodząc do niego i całując go w szyję.

- Wcześniej po prostu cię ułożyłem. Teraz będę musiał jeszcze tak samo, jak wtedy. Ale jesteś niecierpliwym modelem...

-A dużo miałeś przede mną modelów? - wyszeptał prosto w jego ucho dotykając tym samym zębami płatków jego ucha.

-Ugh – Jeremy próbował się skupić na tyle, by odpowiedzieć na postawione przez Michaela pytanie - Teraz mam ciebie całego. A wcześniej... – jego myśli powędrowały do dłoni mężczyzny, która właśnie wsunęła się pod przewiązane na jego biodrach prześcieradło, dotykając jego krocze – Wcześniej jedynie portrety... - Jeremy poczuł, że jeśli zaraz nie zabierze ręki Michaela, to już nic go nie powstrzyma od ponownego wylądowania z nim w łóżku.

Ostatkiem silnej woli odwrócił się w stronę Michaela i pocałował go szybko, by odciągnąć jego uwagę od ciała Jeremyego. W chwili zaskoczenia mężczyzny, Jeremy odsunął się delikatnie od niego.

-Do łóżka marsz – powiedział władczo i wskazał ręką miejsce, gdzie mężczyzna miał pozować. 

Michael zrobił smutną minę wyginając usta w podkówkę, położył się na łóżko i spojrzał wyczekująco na Jeremyego, by ten poprawił go do poprzedniej pozycji. Minęło sporo czasu, aż wyglądał jak sprzed przerwy. 

Jeremy usiadł ponownie na fotelu i wziął ze stolika zeszyt.

-Kiedy w końcu zobaczę ten szkic?

-Jak będzie gotowy.

-Wiesz... W końcu nie widziałem żadnego... A może jesteś na tyle beznadziejny, że nie potrzebnie marnujesz mój czas?

Mina Jeremyego mogła znaczyć tylko jedno – ciesz się, że jestem daleko i wygodnie siedzę, bo nie chce mi się wstawać, żeby cię udusić za to, co powiedziałeś. Widząc ją, Michael zaśmiał się przysłaniając dłonią usta.

Jeremy spiorunował go wzrokiem. Raz jeszcze musiał wstać i położyć ją dokładnie w tym samym miejscu, co leżała, by wszystko mu się zgadzało na rysunku.

-Może następnym razem zrobisz zdjęcie i z niego będziesz rysował?

-Zwykle tak robię.

-To czemu już od dwóch godzin leżę bez ruchu?

-Żeby ten rysunek był czymś więcej, niż tamte wcześniejsze.



Takiego argumentu Michael się nie spodziewał. Od razu spoważniał rozumiejąc, jak ważnym był dla Jeremyego ten szkic.



***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz