wtorek, 29 marca 2016

Rome - Rozdział 2

Bardzo przepraszam, za małe spóźnienie z publikacją. Postaram się, żeby to się więcej nie powtórzyło. A teraz zapraszam na drugi rozdział :)




- Hej! przepraszam za małe spóźnienie, ale musiałam reanimować włosy – powiedziała Lucy skruszonym głosem.

- Rzeczywiście, małe spóźnienie – mruknął pod nosem Michael. Czekał na dziewczynę ponad dwadzieścia minut. Nie znosił, gdy ktoś się spóźniał, i nie miał ku temu dobrego powodu, a włosy naprawdę takowym nie były – wynagrodziłaś mi to za to swoim wyglądem – powiedział głośno – ślicznie wyglądasz.

- Dziękuję – powiedziała cicho dziewczyna oblewając się rumieńcem na twarzy.

Lucy wyglądała naprawdę dobrze. Swój standardowy strój do pracy zamieniła w krótką spódniczkę idealnie pokazującą zgrabne nogi dziewczyny. Czerwona bluzka dobrze podkreślała jej rumieńce na twarzy, które wyglądały, jakby dopiero co wyszła spod gorącego prysznica. Włosy, którym poświęciła aż tyle uwagi okazały się długie, za łopatki i ładnie pofalowane. Zarówno w jej ubiorze, jak i twarzy było wiele niewinności. Jedynie jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia.

- W każdym razie... Zapraszam do środka – Michael otworzył przed nią drzwi i weszli do środka. Restauracja nie była mała. Bez problemu pomieściłaby około 200 osób. Stoliki w większości przeznaczone dla czterech osób nakryte były białymi obrusami i zielono czerwonymi serwetami i beżowymi zastawami stołowymi. Restauracja z całą pewnością nie należała do tych najdroższych, ale wyróżniała się elegancją, włoskim wystrojem i pyszną włoską kuchnią.

Dziewczyna przystanęła w środku i rozejrzała się wokół. Najwyraźniej nigdy wcześniej tam nie była.

- Nie byłaś tutaj nigdy wcześniej? - zapytał Michael

- Rzadko bywam w tej okolicy - przyznała dziewczyna

- A gdzie mieszkasz?

- W Queens – odpowiedziała.

W tym samym momencie podeszła hostessa.

- Stolik dla dwóch osób? - zapytała uprzejmie.

- Tak, poprosimy – powiedział Michael.

- Proszę za mną – hostessa poprowadziła ich na tył sali – odpowiada państwu ten stolik? – zapytała uprzejmie.

- Jak najbardziej – powiedziała dziewczyna i zajęła jedno z dwóch miejsc przy stoliku. Michael usiadł naprzeciwko niej i wziął do ręki kartę podaną przez sympatyczną kobietę.

- Kelner zaraz powinien do pana podejść – powiedziała hostessa i odeszła do wejścia do kolejnej pary, która dopiero co weszła do restauracji.

Michael i Lucy zostali sami. Wokół nie było zbyt dużo osób, co dodawało im prywatności. Michael uparcie milczał czekając na pierwszy krok dziewczyny.

Niezręczna cisza została przerwana przyjściem kelnera

- Dobry wieczór państwu, dzisiaj będę państwa kelnerem. Nazywam się Jeff. Czy mógłbym przynieść coś państwu do picia? - zapytał grzecznie.

- Ja napiję się herbaty– powiedziała Lucy

- Dwie herbaty poprosimy – powiedział Michael.

- Czarne, czerwone, zielone, czy może owocowe?

- Dla mnie owocową... Może malinową – powiedziała dziewczyna

- Zieloną poproszę – powiedział Michael.

- Dobrze – mężczyzna zapisał zamówienie w notatniku – powinna być za kilka minut.

Kelner odszedł i ponownie zapadł niezręczna cisza.

- Powiedz coś o sobie – powiedział Michael – widzimy się tak często, lecz tak mało o tobie wiem.

- Pracuję w kawiarni, jak wiesz. W tym roku skończę dwadzieścia jeden lat. W listopadzie. Mieszkam u rodziców, ale niedługo planuję się przeprowadzić. To dlatego pracuję i odkładam pieniądze.

- Gdzie chcesz się przeprowadzić?

- Do jakiegoś większego miasta na zachodzie. Jeszcze nie wiem. Może Portland albo San Francisco. W takich miastach, to dopiero kwitnie nocne życie, no i w San Francisco nie ma zimy, jaka jest tutaj. W Las Vegas też nie byłoby najgorzej. I na pewno miałabym gdzie szukać pracy.

- San Francisco... Piękne miasto. Miasto mojego dzieciństwa. Mieszkałem tam do ukończenia mojego szóstego roku życia, potem przeprowadziłem się z rodziną na Florydę. Potem kilkakrotnie pojechałem do San Francisco i za każdym razem jestem zakochany w tym mieście. Byłaś tam kiedyś?

- Nie... Ale słyszałam od przyjaciółki, że jest to piękne miasto. Ona sama dużo wie o Kalifornii

- Proszę, oto państwa herbaty – kelner położył na stoliku dwie filiżanki z zaparzonymi herbatami – czy są już państwo gotowi na złożenie zamówienia?

- Ja mam ochotę na pizzę – powiedziała nieśmiało Lucy – są może takie małe, dla jednej osoby?

- Naturalnie – powiedział Jeff – A co mogę panu podać?

- Poproszę penne z kurczakiem.

- Kolacja będzie gotowa za około 20 minut – powiedział kelner i odszedł do kolejnego stolika.

- Zazdroszczę, byłeś w Kalifornii i na Florydzie. Ja jedynie w New Jersey, Pensylwanii i Connecticut, żeby babcię odwiedzić.

- Tylko? - zapytał i nic nie dodał. Jeśli chodzi o Stany Zjednoczone to nie był jedynie na Alasce. Nie znosił się chwalić tym, że ma pieniądze i uwielbia podróżować.





Wieczór mijał bardzo topornie. Rozmowy zupełnie się nie kleiły, choć dziewczyna zupełnie zdawała się tego nie zauważać. Co więcej dawała jednoznaczne iluzje, że chętnie poszłaby do mieszkanie Michaela. On z kolei zdawał się tego nie zauważać nie mając zamiaru zabierać jej do apartamentu. Wtedy jednak okazało się, jak kobiety potrafią zamącić komuś w głowie.

Lucy po wyjściu z restauracji zapytała, czy nie odwiózłby jej do domu. Tam przy wejściu namówiła go na lampkę wina, potem kolejną, aż pewna swojego sukcesu poszła do pokoju i wróciła do niego w samej bieliźnie. Widok dziewczyny w samej bieliźnie zadziałał na Michaela jak kubeł zimnej wody. Nic do niej nie czuł i nie zamierzał pod wpływem chwili z nikim iść do łóżka, tym bardziej z ledwo poznaną lepiej dziewczyną. Uciekł.





***





- Chyba cię pogięło, popaprańcu – usłyszał niedowierzający głos Ashley w słuchawce telefonu. Właśnie usłyszała relację z wczorajszej randki. A właściwie jedynie co jedli, że rozmawiali i że o mało nie wylądowali w łóżku dziewczyny. Michael słowem nie wspomniał o nudnej i nieklejącej się rozmowie i dziecinnym zachowaniu Lucy – dziewczyna chce uprawiać z tobą seks, podobasz jej się, ona tobie też, a ty tak po prostu zwiewasz. Wiesz jak ona się teraz będzie czuła, jak pójdziesz do kawiarni? Będzie jej wstyd tego, jak się zachowała. Co z tego, że pod wpływem alkoholu.

- Właśnie pod wpływam alkoholu. A może bez niego wcale by nie chciała? Jakby wtedy się czuła?

W odpowiedzi usłyszał ciszę. Najwyraźniej Ashley musiała się zastanowić nad jego słowami. Czyżby wybronił swoje zachowanie?

- Ale zaprosisz ją gdzieś jeszcze?

- Pewnie tak. Chociaż chyba nie jesteśmy dla siebie stworzeni.

- Cóż, nie będę mówiła, jakie jest moje zdanie, bo będzie później, że przeze mnie zrobiłeś nie to, co powinieneś był.

- A co powinienem zrobić? - Michael położył nogi na biurku swojego gabinetu. Było koło południa i już odliczał pozostałe godziny pracy.

- Nie mogę ci tego powiedzieć. Sam powinieneś wiedzieć.

- To po co zaczynasz?

- Żeby cie pomęczyć – oczami wyobraźni Michael widział jej tajemniczy uśmiech na twarzy – Właśnie – powiedziała nagle – umówiłam cię jutro na 21 w Black Archangel z właścicielem klubu. Tak dla twojej wiedzy, jest to facet w wieku około trzydziestu pięciu lat. Ma długie włosy i uwielbia sygnety.

- A skąd ty tyle o nim wiesz?

- Znalazłam jego zdjęcie w internecie i okazało się, że spotkałam już go kiedyś. Wiesz, takie nic nie znaczące spotkanie, ale jakoś zapadł mi w pamięć. Szkoda, że nie mogę się z nim zobaczyć... - powiedziała smutno – ale jak już stąd wyjdę, to wybierzemy się tam kiedyś. Muszę go bliżej poznać

- I tak pewnie jest zajęty. No i najpewniej gej, skoro jest właścicielem gejowskiego klubu

- Nie chcę się z nim związać, tylko poznać, to dwie różne rzeczy.

- Żeby się nie okazało, że jest wolny i mi cię odbije – powiedziała zadziornie.

- Przede wszystkim nie jestem gejem, żeby mnie wyrwał. A po drugie nie jestem twój.

- Gejem może nie... – powiedziała cicho mając nadzieję, że Michael nie usłyszał tego - Oj przepraszam. Od wczoraj jesteś kelnerki – dodała głośniej.

- Jej też nie. Ja... Jestem Niczyj. Jestem Szwajcarią

- To się w końcu musi zmienić. Słonko, masz dwadzieścia osiem lat. Wiesz, że czym jesteś starszy tym trudniej jest kogoś znaleźć? Ludzie się wiążą dosyć młodo, więc niedługo nikt ci nie zostanie, bo wszyscy będą zajęci. Oprócz grubych matron, choć i te zaznają kiedyś szczęścia. Może właśnie one cię kręcą?

- Ty też z tego co mi wiadomo z nikim nie jesteś – zauważył mężczyzna – i to od dawna

- Mógłbyś mi przypomnieć pierwszą zasadę naszej przyjaźni?

- A mamy takowe?

- Oczywiście. Zasada numer jeden: Ashley ma zawsze rację. Powtórz to.

- Ashley ma zawsze rację – powtórzył sam nie wiedząc po co.

- Ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie

- Które?

- Mam nadzieję, że grube matrony cie nie kręcą. Ale ktoś musi. Zdradź mi więc słońce, jakie dziewczyny cię kręcą. Może kogoś ci podrzucę?

- Nawet się nie waż. I na razie starczy mi randek.

- Nadal nie odpowiedziałeś na pytanie – Michael czuł, że teraz nie ma już opcji nie odpowiedzieć. Ashley naprawdę rzadko zadawała dwa razy pytanie, a jak już to robiła, to nie było możliwości nie odpowiedzenia. Inaczej zaraz pojawiał się szantaż, a w tym była naprawdę dobra. Jako świetna obserwatorka zawsze była w stanie znaleźć czyjś słaby punkt.

- Nie mam swojego typu – odpowiedział szczerze – albo mi się ktoś podoba, albo nie.

Michael nie mógł zobaczyć, jak Ashley zmrużyła swoje zielone oczy i przygryzła lekko wargę.

- Na pewno nie zapomnisz o jutrze? - zapytała – wiesz, że to dla mnie ważne. Po prostu nagraj całą rozmowę, porób zdjęcia i mi je daj w sobotę, to coś z tego sklecę

- Nie ma sprawy. A przed pracą w poniedziałek wstąpić do ciebie i odebrać materiały?

- Chyba nie dasz rady, gdyż wizyty są od 11, ale może w niedzielę wieczorem? Spróbuję się wyrobić.

- Dobrze, nie ma sprawy. Ale wiesz, muszę kończyć, bo nie za rozmowy z tobą mi tutaj płacą.

- Mi za to mogliby za rozrywkę, którą ci funduję. Przynajmniej możesz się troszkę rozerwać. Byłeś już w Cream Puff Coffee?

- Jeszcze nie. Nie miałem czasu, ale może później...

- Chyba jej nie unikasz?

- Oczywiście, że nie. Powiedziałem ci, że nie miałem czasu. I naprawdę muszę kończyć.

- Dobra Mexico, to pracuj grzecznie, a ja się zdrzemnę.

- Narka wiewióro.

- Cześć.

Ledwo Michael odłożył telefon na biurku, a ten za wibrował kilkakrotnie. Spojrzał na wyświetlacz, na którym migała ikonka mówiąca o trzech nieodebranych SMS-ach. Nie był wcale zdziwiony, że wszystkie one były od Lucy. On jednak nie był jeszcze gotowy, by jej odpowiedzieć, a tym bardziej odwiedzić ją w kawiarni. Może jutro...





***





Jutro naprawdę szybko nadeszło, a Michael poczuwał się w obowiązku stawienia czoła dziewczynie. Jako szef działu sam mógł decydować o godzinach swojej przerwy na lunch. To właśnie dlatego zawsze starał się wyjść na ciastko czy też kawę przed wszystkimi próbując uniknąć tłumów. Tego dnia miało to zarówno swoje plusy jak i minusy. I tak jak dobrą rzeczą było, że mógł z nią na spokojnie porozmawiać i nikt z boku nie mógłby podsłuchać ich rozmowy, tak z drugiej strony dziewczyna na pewno znajdzie dla niego czas z powodu braków klientów o tej porze dnia.

Michael staną przed drzwiami kawiarni i wzruszył ramionami.

- Raz kozie śmierć – szepnął do siebie

Otworzył drzwi i ujrzał zabieganą dziewczynę. Zdenerwowana wycierała blat stolika jednego z klientów.

- Jeszcze raz pana przepraszam – powiedziała i odwróciła się w stronę Michaela. Zastygła w miejscu z małą ściereczką w ręku. Potrzebowała minuty, by przypomnieć sobie, co miała zrobić. Michael w tym czasie zajął swój stały stolik.

- Hej, Michael – powiedziała Lucy siadając obok niego – nie przyszedłeś wczoraj, ani nie odpisywałeś na moje SMS-y. Martwiłam się.

- Miałem bardzo dużo pracy – skłamał.

- A co jutro robisz? Wiesz jutro piątek...

- Przyjaciółka poprosiła mnie o przeprowadzenie wywiadu w jednym z nowojorskich klubów.

- Nie mogłabym pójść z tobą?

- Nie powinienem łączyć pracy z przyjemnościami. A właściwie zanudziłabyś się przy tych wszystkich wywiadach

- Ale zobaczyłabym, jak to robią profesjonaliści – złapała jego dłoń – proszę, pozwól mi z tobą pójść

- To nie jest dobry pomysł – Michael zabrał swoją ręką i zerknął na małe menu na środku stolika – czy mógłbym poprosić o wuzetkę? Wiesz... Nie chciałbym, abyś straciła pracę, przez bliższe kontakty z jednym z klientów – uśmiechnął się, choć miał wrażenie, że wyszło mu to wyjątkowo krzywo.

- Właścicielka mnie raczej za to nie wyrzuci, o ile nie zaniedbam innych klientów – wstała od stolika – to ja pójdę po ciastko. Coś do picia?

- Nie tym razem, jestem już dzisiaj po dwóch kawach.

Lucy oddaliła się wyjątkowo mocno pokazując swoje wdzięki poruszając kobieco pośladkami. Michael jednak zupełnie nie zwrócił na to uwagi. W głowie układał jakiś plan, jak powiedzieć grzecznie dziewczynie, że środowa randka nie wypaliła i nie ma ochoty na kolejne. Zawsze starał się być uprzejmy dla wszystkich, ale w takiej sytuacji nie miał zupełnie doświadczenia.

- Proszę kotku – powiedziała dziewczyna i spojrzała mu w oczy – przepraszam za tamten wieczór... Za to co chciałam zrobić po... kolacji. Nie powinnam była pić – powiedziała – rozumiem, że jutro nie możesz, ale może w sobotę wybierzemy się na film? Weszła ostatnio nowa część X-mena.

Michael spojrzał na nią. Naprawdę jej na tym zależało, a on nie potrafił tak po prostu jej odmówić, szczególnie, że dwa dni temu sam zaproponował spotkanie. Co mu też przyszło do głowy?

- To o której mam po ciebie przyjechać?

- O siedemnastej – powiedziała wesoło – mam nadzieję, że wuzetka będzie ci smakować – dodała i pobiegła do przyjaciółki.

Michael spojrzał na drugą dziewczynę za ladą. Obie wyglądały jakby się znały od wieków. Czyżby to ona opowiadała Lucy o Kalifornii?

Po skończonym lunchu Michael podszedł do Lucy i wyciągnął do niej rękę

- Do zobaczenia jutro

- Pa kotku – powiedziała.





***





Klub Black Archangel położony był na górnym Manhattanie w wyjątkowo znanej z rozrywki części dzielnicy. Wokół znajdowała się cała masa restauracji, barów, pubów i klubów. Dosłownie każdy mógłby znaleźć coś dla siebie. Jednak sercem tego miejsca był Black Archangel.

Klub mieścił się w bardzo bardzo nowoczesnym budynku. Swoim wyglądem bardziej przypominał nowoczesne kasyno, czy hotel, aniżeli klub gejowski. Miał trzy piętra wysokości. Przy dużych drzwiach znajdowała się bramka, przed którą stało dwóch ochroniarzy, a nad wejściem widniało logo klubu – czarny napis „Black Archangel” na niebieskim tle z małym rysunkiem oka. W kolejce do budynku stało około 20 osób, próbujących dostać się do środka.

Michaelowi nie uśmiechało się stać w kolejce, więc postanowił zaryzykować i powiedzieć, że jest umówiony z właścicielem klubu. Po wysłuchaniu mężczyzny jeden z ochroniarzy wszedł do środka. Po chwili wyszedł wołając za sobą Michaela.

Zaraz po wejściu do budynku, w oczy Micheala rzuciły się granatowe ściany z wymalowanymi białymi oczami, jak z loga klubu. Cały wystój był naprawdę bogaty i gustowny. Korytarz prowadził na lewo do toalet, na prawo do szatni i na wprost do sali dyskotekowej.

W stronę Michaela podszedł długowłosy mężczyzna. Miał na sobie beżową koszulę, spod której widać było kilka naszyjników i łańcuszków, a na dłoniach miał co najmniej 8 sygnetów. Był to tego rodzaju mężczyzna, którego każdy by chciał za kochanka, by pokazać się z nim na ulicy.

- Pan Michael Willow? - zapytał – Justin Siren, miło mi.

- Dobry wieczór – powiedział Michael i odwzajemnił uścisk dłoni.

- Może pokażę panu najpierw to piętro. Tutaj najczęściej odbywają się najmocniejsze imprezy w mieście – powiedział i poprowadził Michaela do wielkiej sali. W środku panował zaduch, wszędzie widać było tańczących mężczyzn, często bez koszulek. Bar z tyłu sali zapewniał wszystkim łatwy dostęp do alkoholu, a stoliki w małych wnękach zapewniały prywatność dla par homoseksualnych. Sala miała w sobie niezaprzeczalny urok.

- Czy mogę zrobić kilka zdjęć? - zapytał głośno Michael próbując przekrzyczeć muzykę

- Naturalnie, proszę się nie krępować

Michael wyciągnął aparat z torby i pstryknął kilka zdjęć.

- Mogę zobaczyć, co podają państwo przy barze?

- Polecam pójść na górę. Będzie ciszej – Michael kiwnął głową na zgodę i ruszył za mężczyzną.

Żeby dojść do schodów trzeba było przejść przez cały parkiet klubu. Był to na pewno sposób na klientów, żeby zobaczyli wszystko, co tylko się da.

Idąc przez roztańczony parkiet Michael czuł na sobie zaciekawione spojrzenia tańczących mężczyzn. Czasem wręcz odbierał nieme zaproszenia, by do nich dołączył, by napił się a może zaciągnął w jakieś ustronne miejsce. Niestety musiał ich wszystkich zawieść.

Sala na pierwszym piętrze była przestronna. Tutaj jednak atmosfera przedstawiała się zupełnie inaczej. Na dole byli ludzie chcący się rozerwać na imprezie, tutaj jednak osoby, które chcą pooglądać striptiz na małej scenie i przy rurach porozstawianych po całej sali. Muzyka tutaj była znacznie cichsza i spokojniejsza. Spokojnie można było porozmawiać przy stolikach, czy barze, bez konieczności przekrzykiwania muzyki.

- Może usiądziemy przy barze? - Justin zaprowadził Michaela do baru – czego się pan napije, panie Michaelu? Wszystko na koszt klubu.

- Może whisky? - zapytał Michael

- Billy, podaj dwie Whisky na mój koszt – zwrócił się do jasnowłosego barmana w wieku około trzydziestu pięciu lat.

- Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem pana klubu – powiedział Michael – czy mogę zapytać, ile osób pan zatrudnia, żeby wszystko działało?

- Pracuje dla mnie około stu pięćdziesięciu osób. Wie pan, kelnerzy, barmani, ochrona, striptizerzy, panowie do towarzystwa – puścił mu porozumiewawczo oczko i wskazał dyskretnie palcem wyższe piętro. Michael słyszał kiedyś, że właściciel posada też znana agencję towarzyską – jest też kilku DJ-ów, osoby sprzątające oraz moja mała gwiazdka klubu, ale o tym dowie się pan za – tutaj spojrzał na zegarek – za pięć minut kończy mu się przerwa.

Michael spojrzał na niego zaciekawiony.

- Widzisz, Michaelu, robię tutaj wieczorki tematyczne. We wtorki i czwartki mamy tutaj karaoke, w środy i piątki występy wokalne, w soboty striptiz do kwadratu – tutaj się roześmiał.

- Szefie, przepraszam, ale jest bardzo ważny telefon z Las Vegas.

- Wybacz mi Michaelu, zaraz wrócę – powiedział – jak chcesz, to popytaj innych o klub – puścił mu ponownie oczko i podążył w stronę schodów na górę.

Michael spojrzał na swoje whisky i upił łyk napoju. I wtedy go usłyszał.





*****

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz