poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rome - Rozdział 4

Bardzo dziękuję za pierwszy komentarz na blogu. Naprawdę wiele on dla mnie znaczy. Nadal jednak proszę o kolejne. Nie boję się krytyki, a pochwały naprawdę mnie motywują. A teraz zapraszam do czwartego już rozdziału "Rome".



Sobotnie wyjście do kina pozostawiło niesmak w podświadomości Michaela. Wszystko utwierdzało go jeszcze mocniej, że nie chce się już widzieć z dziewczyną. Nawet jej to powiedział, ale ona nie dopuszczała do siebie jego słów. Ciągle mówiła „Kotku to, kotku tamto”, co jeszcze bardziej irytowało Michaela. Miał on już wszystkiego serdecznie dosyć.

Niestety dziewczyna wciąż przypominała mu o swojej obecności kolejnymi SMS-ami. Michael nawet złapał się na tym, że kupił w drodze do pracy słodką bułkę i philadelphia cream cheese do posmarowania jej, by tylko nie pójść do kawiarni. Teraz jeszcze było mu łatwo, ale co powie Ashley, jak po powrocie do pracy będzie chciała wyjść z nim na kawę?

Mężczyzna właśnie szukał zdjęć Austriackiego wioślarza, kiedy natknął się na zdjęcia z jego wizyty w klubie Black Archangel. Wszystko, co starał się od siebie odepchnąć nagle do niego wróciło. Tamto miejsce, muzyka, striptizerzy, bar, whiskey i Jeremy.

Kolejne dwa kliknięcia myszką komputera pokazały jego twarz. 

Michael siedział przed laptopem w pracy i patrzył osłupiały na zdjęcie. Było idealne, dobrze oświetlone, a przede wszystkim przedstawiało jego. Nawet na zdjęciu wyglądał bardzo pociągająco. Jego delikatne rysy twarzy przyciągały wzrok a ładnie zarysowane kości policzkowe zapadały głęboko w pamięć. 

Ponownie coś się skruszyło w Michaelu. Jakiś dawno postawiony mur. Wspomnienia z liceum zaczęły powracać...



Michael bardzo nie chciał iść nigdzie w gości, lecz jego mama tak bardzo prosiła, że w końcu się zgodził. Miał on sporo nauki na przyszły tydzień. Myślał, że tak jak jego brat i on będzie mógł zostać w domu.

- Michaelu, twój brat jest w ostatniej klasie licealnej i ma dużo nauki. Ty jesteś dopiero w pierwszej klasie.

- Jak się nie uczę jest źle, jak chcę się uczyć też jest źle... - powiedział zdenerwowany.

- Mamy zaproszenie do sąsiadów i powinniśmy pójść. Tym bardziej ty, Michaelu. Oni mają syna w twoim wieku. Będzie on chodził do twojego liceum. Na pewno będzie mu miło, że idąc jutro będzie chociaż ciebie znał.

Michael pokiwał głową i poszedł z rodzicami.

Dom sąsiadów był ładnie urządzony, pomimo wciąż stojących kilku pudeł z przeprowadzki. Sami sąsiedzi byli bardzo mili. Jednak po tamtej wizycie Michael nie umiał nic o nich powiedzieć. Nawet nie zapamiętał ich twarzy, bo jedyne co pamiętał, to Sean.



Michael wstrząsnął delikatnie głową, jakby chciał odgonić od siebie powracające wspomnienia. Tamten rozdział jego życia był już dawno zamknięty, dlaczego więc znowu wszystko pamięta, jak wczoraj?

Złapał się za głowę czując silnie pulsujący ból w skroniach. Sięgnął do torby i wyciągnął z niej małą torebkę proszku na wszelkie dolegliwości. Nigdy nie był fanem brania leków, ale czuł, że tym razem jest to konieczne. 

Wyszedł z gabinetu i skierował się w stronę toalet. Stał tam obok mały stolik, w czajnikiem, cukrem, kilkoma rodzajami herbat i drobnych cukierków. Wstawił wodę i wsypał do swojego kubka biały proszek. 

Gdy woda była gotowa wlał ją do kupka i upił łyk napoju z lekiem. Był o smaku malin.



Tego dnia Michael poszedł do Seana, by pomóc mu w lekcjach . Chłopak mieszkał już około dwóch miesięcy na Florydzie i dość szybko przyzwyczaił się do zimy bez śniegu. Sam mieszkał wcześniej w Dakocie Północnej, gdzie panowały przeraźliwe mrozy.

- Wiesz, że gdy w zimie jechaliśmy z rodzicami na zakupy, to nie mogliśmy wyłączać silnika samochodu? - zapytał Sean

- Czemu? – Michael nie znał odpowiedzi na zadane przez chłopaka pytanie. 

- Bo było tak zimno, że mogliśmy nie odpalić ponownie samochodu – uśmiechnął się Sean i otworzył lodówkę w kuchni – czego się napijesz? Może soku malinowego? To mój ulubiony

Sean wyciągnął z lodówki butelkę z ciemnym płynem.

- Może być – powiedział Michael i usiadł przy stole w kuchni.

Sean przygotowywał napoje, kiedy Michael odszukał zeszyty. Spróbował gotowego soku podanego przez kolegę

- Wow – powiedział – ten sok jest naprawdę dobry.

- W końcu mój ulubiony – powiedział chłopak i uśmiechnął się szeroko.



Zawsze, kiedy Michael pił coś o malinowym smaku przypominał sobie tamto wydarzenie. Tak było i tym razem. Teraz jednak nie chciał tego. Wiedział dokładnie, dlaczego wszystkie te wspomnienia wracają, a wracają od zeszłego piątku.

- Dalej mu nie podziękowałem – szepnął do siebie i w duchu postanowił pojechać w środę do klubu.





***





Zaparkował pod klubem, dokładnie w tym samym miejscu, co w zeszły piątek. Ruszył w stronę wejścia do placówki. Tym razem nie miał co liczyć na wejście bez kolejki. Grzecznie ustawił się czekając na swoją kolej, by wejść do środka.

- Często tu przychodzę, ale ciebie jeszcze tu nie widziałem – usłyszał czyjś głos tuż przy swoim uchu. Lekko drgnął.

- Cóż... Jestem tu nowy – powiedział i odwrócił się do mężczyzny.

Nieznajomy miał na sobie czerwoną koszulkę na ramiączkach idealnie ukazującą umięśnione ręce. Sam mężczyzna był prawdopodobnie lekko młodszy od Michaela oraz szalenie seksowny. 

- Jesteś sam? - zapytał kładąc rękę na jego ramieniu – zawsze możesz spędzić dzisiejszy wieczór ze mną – dłonią zjechał w dół po jego plecach.

- Chyba nie skorzystam – powiedział pewnym głosem Michael i podszedł do ochroniarza. Właśnie nadeszła jego kolej w kolejce.

Gdy tylko został przepuszczony do środka poszedł szybko do sali dyskotekowej. Chciał jak najszybciej wtopić się w tłum, by nie odnalazł go tamten facet.

Obrany cel nie okazał się trudny, bo chociaż była środa było bardzo wielu klientów, może nieznacznie mniej niż w piątek, ale co się dziwić, skoro piątek wieczorem, to już dla większości weekend. 

Michael jak najszybciej przedostał się do schodów i zaczął przeskakiwać co dwa stopnie w górę, by jak najszybciej znaleźć się na piętrze. Nie mógł się już doczekać, by zobaczyć Jeremy'ego.

Na górze wszedł do sali i rozejrzał się. 

Striptizerzy tańczyli na rurach swoje prowokacyjne tańce. Jeden z oglądających ich występy mężczyzn wyciągnął dziesięciodolarowy banknot i włożył striptizerowi do bielizny, gdy ten się do niego nachylił.

Michael na ten widok jedynie pokręcił głową. Nigdy nie kręcił go striptiz. Czyj by nie był. Podszedł do baru i z ulgą stwierdził, że obsługuje tam Billy.

- Cześć Billy – wyciągnął rękę w jego stronę.

- Kto by się spodziewał... - powiedział z niedowierzaniem Billy i odwzajemnił uścisk dłoni.

- Mogę prosić whisky z colą?

- Już się robi – powiedział i zaczął przygotowywanie trunku – a tak w ogóle, to jak wyszedł artykuł? 

- To nie ja go pisałem, jedynie przygotowałem materiały i przeprowadziłem wywiad. To był artykuł mojej przyjaciółki.

- Bała się przyjść do klubu gejowskiego na wywiad? – zapytał wesoło Billy i oparł się o bar.

- Nie do końca... Jest w szpitalu. A jej szef kazał jej dokończyć artykuł o najlepszych klubach w mieście. Nie mogła przyjść, więc obiecałem pomóc.

- Rozumiem... Chyba musiało ci się spodobać, skoro wróciłeś.

- To jest naprawdę dobre miejsce, by sobie posiedzieć, odprężyć się – powiedział Michael i napił się łyka alkoholu – jednak przyszedłem tutaj w innym celu.

- Chcesz kogoś poderwać? - zażartował Billy – chcesz, to powiem ci, kto jest wolny, kto nie, kto jest warty uwagi, a kogo powinieneś się wystrzegać jak diabeł święconej wody.

- Przyszedłem komuś podziękować, bo nie udało mi się ostatnio – powiedział szczerze Michael.

- Wybacz na chwilę – powiedział Billy i podszedł do nowego klienta.

Michael w tym czasie odwrócił się w stronę sceny. Śpiewała akurat Drag queen w otoczeniu dwóch tancerzy

- Nie mów, że to Jeremy'emu chcesz podziękować – domyślił się Billy.

- Aż tak to po mnie widać?

- Nie... To ja nauczyłem się obserwować ludzi. Sporo już tutaj pracuję. 

- Jak długo?

- Czyżby to był kolejny wywiad?

- Tak z ciekawości zapytałem

- Trzy lata. Pracuję tutaj codziennie, z wyjątkiem poniedziałków, kiedy jest zamknięte, od otwarcia, do zamknięcia lokalu. Dobrze się tutaj czuję.

- Masz kogoś?

- Oprócz kota? Nie. Ale mówiłeś, że przyszedłeś podziękować. Za śpiew? On robi to dla pieniędzy, nie słów.

- Pomógł mi wtedy, kiedy wyszedłem. Zepsuł mi się samochód i dał mi namiary na warsztat samochodowy. Gdyby nie on, pewnie dobijałbym się do kumpla błagając o pomoc.

- Jak można tak o zapomnieć języka w gębie... A może ci się on podoba i dlatego cię onieśmielił?

- Nie mówiłem ci już, że nie jestem homo?

- Orientacja tutaj nie ma żadnego znaczenia. 

- Mówisz? 

- Tak – powiedział i spojrzał na niego z ukosa – I muszę cię zmartwić. Jeremy ma wolne do przyszłego piątku. Może przyjść, bo czasem przychodzi ot tak sobie, żeby się napić, ale nie jestem w stanie powiedzieć kiedy i czy w ogóle przyjdzie... Więc jeśli chcesz mu podziękować przyjdź lepiej w przyszły piątek. Zaczyna on śpiewać o dwudziestej. Co pół godziny ma dziesięć minut przerwy

- Mówiłeś, że codziennie pracujesz i przez cały czas?

- Do czego zmierzasz? – zapytał lekko podejrzliwie

- Może, gdyby się Jeremy zjawił, podałbyś mu mój telefon?

- Gdybym to ja podawał mu numery telefonów, od tych wszystkich napalonych facetów za dolara, byłbym zapewne milionerem.

- Nie to nie. Przyjdę w przyszły piątek – Michael wstał i położył na blacie pieniądze za drinka ze sporym napiwkiem.

Wszystkich napalonych facetów? Michael poczuł, że mu się słabo robi. Wstał od baru i ruszył w stronę wyjścia. Tylko mały głos rozsądku mówił mu, że przecież Jeremy miał być bardzo niedostępny.

- Ej, czekaj, czekaj – krzyknął za nim Billy i wyszedł zza baru, by go dogonić – lubię cię. Zrobię dla ciebie wyjątek. Jeremy mógłby w końcu się z kimś spotykać, a ty zdajesz się być kimś, kto by był dla niego odpowiedni.

- Czy ja mówiłem, że chcę...

- Nie – przerwał mu stanowczo Billy - ale przyznaj, że gdzieś tam w głębi duszy byś chciał... A teraz daj mi ten swój numer, a ja już się postaram, żeby on do ciebie zadzwonił.





***





Dni wlokły się Michaelowi, który nic nie robił tylko czekał, na upragniony telefon. Przez cały ten czas chodził późno spać i wcześnie wstawał, by nie przegapić połączenia. Systematycznie też oddzwaniał na nieodebrane połączenia, czego nigdy wcześniej nie robił. Za każdym jednak razem czuł wielkie rozczarowanie.

Wtedy, kiedy nie myślał o telefonie i o tym, że Jeremy może w każdej chwili zadzwonić, myślał o słowach Billego, przez co w głowie roiło mu się od różnego rodzaju pytań.

„Gdybym to ja podawał mu numery telefonów, od tych wszystkich napalonych facetów, byłbym zapewne milionerem.” 

Czy aż tak wielu facetów chciałoby być z Jeremy'm? 

”Ale jak już mówiłem, jest zupełnie niedostępny.”

Czyli nie chciałby z nikim być?

„Ale przyznaj, że gdzieś tam w głębi duszy byś chciał...”

Czy naprawdę by chciał? 

Nie umiał być z mężczyznami. A przynajmniej tak mu się wydawało, bowiem za każdym razem, gdy o tym myślał, przypominał sobie pewne wydarzenie z przeszłości. Z ostatniej klasy liceum.



Michael wszedł do szkoły. Starał się jak najszybciej udać do klasy. Bał się, że gdzieś na korytarzu mógłby spotkać Seana. Udało mu się to poprzedniego dnia, jedynie głupio mu było później tłumaczyć się, że to nie było tak, że go unikał, tylko dziwny przypadek, że się ciągle gdzieś mijali.

Tym razem jednak nie wyszło mu. Zobaczył, jak Sean staje naprzeciwko niego i uśmiecha się do niego szeroko.

- Hej Michael, cieszę się, że cię widzę – podszedł do niego i złapał go za rękę. Ale nie jak kumple, czy przyjaciele, tylko jak para, jaką stanowili od trzech dni. 

Michael czuł wstyd. Wstyd, że zakochał się w koledze. Wszystko odpowiadałoby mu, gdyby byli razem, ale nie pokazywaliby tego na zewnątrz. Nie chciał być nazwany „pedałem”. Bez namysły odtrącił jego rękę i pobiegł do łazienki. Była pusta.

- Czemu to zrobiłeś – usłyszał za sobą głos Seana – Michael, widzę, że coś się dzieje, powiedz mi, co? - podszedł do niego i odjął go czule. Był wyższy od Michaela o głowę, więc bez trudu złożył pocałunek na czubku jego głowy.

- Proszę, Sean, nie tutaj – powiedział Michael i odsunął się od niego.

- Dlaczego? - zapytał

- Chcę być z tobą, ale nie chcę, by ktokolwiek się o nas dowiedział

- Dlaczego? Wstydzisz się być ze mną? Wstydzisz się mnie?

- Nie, to nie tak! - powiedział Michael i zaczął płakać jak dziecko posądzone o zjedzenie wszystkich ciasteczek – po prostu nie chcę być wyśmiewany w szkole od pedałów.

- Oni przezwaliby nawet muchę. Pewnie będą to robić, ale w końcu im się znudzi. No i nie będziesz sam, tylko ze mną – Sean podszedł ponownie do chłopaka i przyciągnął go do siebie. Michael mocno wtulił się w pierś Seana. Po chwili jednak przypomniał sobie, gdzie był i znowu odsunął się od niego pozostawiając dystans pomiędzy nimi.

- Jak ty to sobie wyobrażasz? Dwóch chłopaków chodzących za rączki?

- Chcę być tylko blisko ciebie.

- Nie w szkole – szepnął Michael.

- To kiedy? Do miasta też nie wyjdziemy razem? Bo może ktoś nas zobaczy? Bo sobie ktoś coś pomyśli? A co cię to obchodzi? Bądź sobą i nie pozwól, by inni cię stopowali. Chyba, że nie jesteś na to jeszcze gotowy.

- Nie Sean, to nie tak... Może jutro...

- A jutro powiesz pojutrze – powiedział smutno. Michael nic nie powiedział. Widział, że Sean miał rację – tylko, ja nie chcę czekać, bo to jutro może nigdy nie nadejść.

Wyszedł z łazienki pozostawiając Michaela samego. 

Chłopak potrzebował jeszcze roku, by uświadomić sobie, jak bardzo kochał Seana i że wtedy go bezpowrotnie stracił. Obiecał sobie, że nigdy nie będzie się bać kochać.



- Sean – szepnął Michael – cieszę się, że cię wtedy spotkałem. Nie udało się nam, ale z całą pewnością otworzyłeś mi oczy. Będę walczył o miłość – a mówiąc to, był przekonany co do swoich uczuć do Jeremy'ego. 

W tym samym momencie zadzwonił telefon – Michael spojrzał na wyświetlacz. Był to jakiś nieznany numer.

- Tak słucham?

- Mówi Jeremy – Michael o mało nie opuścił telefonu na podłogę. Czyżby się przesłyszał? Nie, to niemożliwe. Wszędzie poznałby jego głos.

- Jeremy... Nie wiem, czy mnie pamiętasz... Pomogłeś mi wtedy na parkingu... - Michael nie potrafił skupić się na ułożeniu jednego konkretnego zdania. W końcu z nim rozmawia!

- Tak, pamiętam.

- Bo widzisz... Ja... Chciałem... Ja chciałem ci podziękować. Wtedy zupełnie o tym zapomniałem. Pomyślałem więc, że może dałbyś się zaprosić na piwo? Nie wiem... Zaproponuj jakiś bar, który lubisz... Ja stawiam...

- Z chęcią bym się napił, ale dopiero za około tydzień. Jak wiesz, mam teraz wolne w pracy. Nie bez powodu. Cholera – Michael usłyszał w słuchawce kilka obcych głosów – Muszę kończyć. Odezwę się później.

W telefonie odezwał się sygnał zakończonej rozmowy. Tym razem Michael nawet się nie pożegnał, chociaż chciał. 

Zapisał w telefonie nieznany numer. Miał nadzieję, że Jeremy szybko się odezwie.





***





Ale Jeremy się nie odezwał. Ani kolejnego dnia, ani też żadnego późniejszego. Michael wciąż powstrzymywał się od zadzwonienia do niego. Nic w końcu nie wiedział o chłopaku oprócz tego, że ten pracował w klubie nocnym jako wokalista i to tylko dwa razy w tygodniu. Na pewno więc robił coś w ciągu dnia. Może studiował? Może gdzieś pracował dorywczo, albo na pełny etat? Tego Michael nie wiedział i dlatego też nie widział kiedy i czy mógłby zadzwonić, żeby mu nie przeszkadzać w codziennych obowiązkach. 

Jednak, gdy nadszedł piątek, a Jeremy miał wrócić do pracy w klubie, nic już nie mogło powstrzymać Michaela od pojechania tam.

Zostawił samochód tam, gdzie zawsze i stanął w kolejce do wejścia. Była dziewiętnasta trzydzieści, co oznaczało, że miał jeszcze około pół godziny do momentu, kiedy Jeremy zacznie śpiewać. Ciekawe, czy Jeremy go pozna.

Kolejka szybko się posuwała do przodu, także po kilku minutach Michael był już w środku. Tym razem nie musiał przed nikim chować się w tłumie, więc wolno ruszył przed siebie na pierwsze piętro. Już miał tam skierować się do baru, kiedy stanął, jak wmurowany.

Przy barze siedział Jeremy popijając drinka i rozmawiając z Billym. Miał na sobie jasną koszulę w ciemną, dużą, brązową kratę, w której świetnie wyglądał.

Boże, jaki on jest seksowny pomyślał Michael.

Nadal nie potrafił się ruszyć, jedynie stał i podziwiał Jeremy'ego. W pewnym momencie zauważył go Billy i machnął do niego ręką, chcąc go do nich zawołać. Michael jedynie uśmiechnął się widząc, że Jeremy odwraca się w jego stronę dopiero teraz go zauważając. 

Czas jakby się zatrzymał. Żaden z mężczyzn nie zauważał otaczającego ich świata. Byli tylko oni.

Nagle do Jeremy'ego podszedł od tyłu czarnoskóry mężczyzna i objął go w pasie. Jego ręce powoli zaczęły wchodzić mu pod koszulę. 

Jeremy jakby tego nie zauważał, jednak dla Michaela cała ta sytuacja była jak kubeł zimnej wody. W głowie przypomniał sobie sytuację z uczelni.



Siedział razem a Ashley przy stoliku w szkolnym barku i pili kawę. Ona nieprzerwanie paplała o nowym profesorze, który miał pojawić się w kolejnym semestrze na uczelni, on z kolei wpatrywał się na jego obecny obiekt westchnień – starszego o rok Mike. 

Był to szkolny podrywacz, casanova, za którym biegały zawsze stada zakochanych dziewczyn. 

Michael, od sytuacji z Seanem wiedział, że jest w stanie zakochać się w chłopaku. Obiecał sobie też wtedy, że już nigdy nie odrzuci miłości, ze względu na wstyd. Tym razem chciał spełnić swoją obietnicę.

Zapominając o rozgadanej przyjaciółce wstał od stolika i poszedł w stronę Mike. Wtem zobaczył, jak jedna z dziewczyn z jego roku zakrywa mu od tyłu oczy i pyta, kto to. Chłopak zgaduje, a w nagrodę otrzymuje od dziewczyny gorący pocałunek. Taki, jaki Michael chciał mu oferować.

- Jak ja nie na widzę tego casanovy – powiedziała Ashley pojawiając się przy jego boku - chodź do stolika, bo ci kawa wystygnie.

W tamtym momencie Michael poczuł, że nie chce być z żadnym mężczyzną. Łatwiej jest w końcu znaleźć dziewczynę. Zawsze jest łatwiej parom hetero, a skoro podobają mu się też dziewczyny, to będzie się starał nie zauważać wdzięków chłopców.



Michael zobaczył, jak Jeremy próbuje wyszarpnąć się z objęć mężczyzny, a Billy coś wściekły wykrzykuje, jednak zdawał się nie rozumieć gestów, ani słów.

- Z kobietami jest łatwiej – szepnął do siebie i odwrócił się na pięcie. 



Szybko zbiegł po schodach w dół zostawiając Jeremy'ego. Tylko na jak długo potrafił go zostawić?





*****

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem osobą "odporną" na postacie w opowiadaniach, książkach, w sensie rzadko darze je szczególną antypatią, ale tb się to udało. Lucy jest naprawdę bardzo irytująca - w złym sensie dla Michaela, ale w dobrym dla opowiadania - tylko proszę, bądź uważna, aby w pewnej chwili z nią nie przesadzić, gdyż stanie się to mało wiarygodne.
    Rozdział bardzo fajny. Bardzo przypadła mi do gustu ta retrospekcja. Jednak, czuję niedosyt wydarzeń z Seanem. Nie chcę Ci się bezczelnie wtryniać w opowiadanie, ale jakbyś może zastanawiałam się nad poszerzeniem tego wątku, to jest to bardzo dobry pomysł.
    Co do Jeremiego na razie nie mam żadnych odczuć. Uczyniłaś jego postać bardzo neutralną, tajemniczą, tak naprawdę dopiero teraz, kiedy odpychał tego czarnego, pokazał troszkę siebie. Zmusza to do zastanowienia o całej jego osobie.
    Wiem, że kolejny raz się wtryniam, ale jeśli dodałabyś jakiś wątek, dlaczego Michael tak się kryje i zaprzecza swojej orientacji, to nie będę narzekać :-) W tym rozdziale już można troszkę wywnioskować, ale czuję, iż stworzysz z tego coś ciekawego
    I na sam koniec nie oszczędzaj opisu USA, bo wychodzi Ci to świetnie i bardzo realistycznie, a to mój ukochany kraj, więc każdą wzmiankę o nim pochłaniam bardzo łapczywie ;-)
    robyn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dałaś mi troszkę do zastanowienia, z czego się bardzo cieszę.
      Jeśli chodzi o Lucy, to chyba nie będzie zbytniej przesady. Sama się w pewnym momencie zorientowałam, że troszkę jej za dużo i odłożyłam ją na półkę.
      Rozwinięcia z Seanem nie planuję. Przynajmniej nie teraz. Opowiadanie jest już skończone i nawet nie wiem, gdzie mogłabym je wrzucić. Chyba że do kolejnych części ;)
      Jeśli chodzi o postać Jeremyego, to myślę, że spodoba ci się w późniejszych rozdziałach, gdzie zacznie wchodzić na wyższy plan.
      Szkoda, że nie widać, czemu Michael się kryje... Miałam nadzieję, że ostatni "powrót do przeszłości", czy jak to ładnie nazwałaś retrospekcja, to ładnie zobrazuje. Cóż. Będę co miała poprawiać na przyszłość.
      A co do USA... Cieszę się, że podobają ci się opisy. Ja wręcz czasem bałam się je wrzucać. Miałam wrażenie, że pisałam za dużo obcych nazw produktów, miejsc i będą one burzyły harmonię.

      Usuń