poniedziałek, 11 lipca 2016

Rome - Rozdział 14

Zapraszam na kolejny rozdział :)


Zaczynając wszystko od początku, mężczyźni przede wszystkim postanowili spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu niż jak uprzednio. Jeremy nie raz zostawał u Michaela nawet na kilka dni. Ani razu jednak nie wracali do pomysłu zamieszkania razem.

Wakacje powoli kończyły się, a wrzesień nadchodził wielkimi krokami. Sierpień był także czasem porodu Clary. Sam w swoim szaleństwie i zdenerwowaniu zaczynał powoli tracić głowę. Z byle powodu potrafił przybiec do Michaela, by tylko ten go uspokoił. W końcu Clara pojechała do szpitala, a dwa dni potem urodziła ślicznego chłopca, który był idealną kopią Sama. Nazwany został Andrew. W całej tej sytuacji Sam chodził dumny jak paw co rusz mówiąc Michaelowi, jakim to on nie jest szczęściarzem, że doczekał się pierworodnego synka. Tym samym nie omieszkał parokrotnie wspomnieć Michaelowi, że jego to w najbliższym czasie dotyczyć nie będzie, ze względu na obecny związek.

Z powodu nowego członka rodziny, Sam postanowił zorganizować drobne przyjęcie na jego cześć. Z tej okazji zaprosił Ashley, Michaela z Jeremym oraz kuzynkę Clary wraz z narzeczonym. Każdy został również poproszony o przygotowanie czegoś do jedzenia, bo Sam plus gotowanie równało się eksplozją kuchni, a jego żona miała ciągle pełne ręce roboty. 

Przyjęcie miało się odbyć w sobotę wieczorem, dlatego rano Michael postanowił upiec ciasto i zrobić sałatkę z tuńczykiem, by mieć później jeszcze czas, by umyć akwarium. W momencie, kiedy skończył przyrządzać jedzenia i odszukał w małej szafce siatkę na ryby, usłyszał dzwonek domofonu. Zdziwiony podszedł w tamtą stronę i zobaczył uśmiechniętą w stronę kamerki twarz Jeremyego. Nie spodziewał się, żeby mężczyzna przyszedł aż tak wcześnie. Oczywiście nie miał nic przeciw, wręcz przeciwnie. Z całą pewnością znajdzie się coś dla niego do roboty w związku z akwarium. Nacisną mały przycisk z namalowanym kluczykiem, by wpuścić gościa do środka, a następnie przekręcił zamek w drzwiach otwierając apartament. Przeszedł z powrotem do salonu i złapał pierwszą rybkę, którą wrzucił do przygotowanego wcześniej naczynia.

Drzwi otworzyły się i usłyszał w nich głosy dwóch osób.

-Wejdź, nie będzie zły.

-Nawet nie zapytałeś, czy mogę przyjść.

-Nie zapytałem nawet, czy ja mogę, tak wcześnie przyjść.

Michael zrozumiał, że ma jeszcze jednego gościa, którego musiał przeoczyć. Albo Jeremy specjalnie go ukrył przed nim. Spojrzał z zainteresowaniem w stronę kuchni, w której pojawił się jego chłopak wraz z nową, nieznaną mu osobą. Mężczyzna ten był z pewnością lekko starszy od Jeremyego, góra dwa lata. Miał czarną skórę, która świadczyła o jego afrykańskich korzeniach. Sam w sobie był niezwykle przystojnym mężczyzną, za którym z całą pewnością ogląda się masa kobiet. Pewnie w większości białych. Nie był on typem "dresiarza" z mało ciekawych dzielnic Nowego Jorku, tylko zadbanego mężczyzny z zasadami.

-Hej Michael – powiedział Jeremy i podszedł do niego, by pocałować go na powitanie – mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że jestem troszkę wcześniej i z kumplem, ale i tak chciałeś go poznać.

Michael wyciągną zanurzoną do łokcia rękę w wodzie i wytarł ją w leżącą obok ściereczkę.

-To ty jesteś Kevin?

-Tak, dużo o tobie słyszałem od Jeremygo. Wiesz, gramy czasem razem w Central Parku.

-Tak wiem. Jestem Michael – wyciągnął do niego rękę na powitanie.

Kevin okazał się bardzo spokojną osobą. Nie tak go sobie Michael wyobrażał. Czuł jednak, że mężczyzna ma charakter i byłby w stanie zapanować nad niejedną osobą. Miał we wzroku coś władczego... Może nawet...

-Zaraz – powiedział Michael – Wspominałeś kiedyś, Jeremey, że znasz kogoś, kto byłby idealny...

-Dla Ashley, zgadza się. Co o tym myślisz?

-Chwila – powiedział Kevin nie bardzo wiedząc o co w tym wszystkim chodzi. Michael domyślił się, że Jeremy nic mu nie powiedział o swoim planie – jaka Ashley? O co chodzi?

-Taka moja jędza, przyjaciółka – powiedział Michael – bardzo samotna dziewczyna poszukująca miłości jej życia.

-Boże Jeremy, coś ty znowu wymyślił... A ja obiecałem ci zaufać.

-Mi nie można ufać – mężczyzna wzruszył ramionami – w każdym razie obiecałeś, że coś dla mnie zrobisz. Pójdziesz więc na dzisiejszą imprezę i ją poznasz. To chyba nie będzie problem? - spojrzał na Michaela.

-Coś ty. Sam się nawet uciesz, gdy ta przestanie nas wszystkich męczyć. Napijecie się czegoś?

-Nie ja przyszedłem tylko na chwilę – powiedział od razu Kevin – mam coś do załatwienia na uczelni, przed rozpoczęciem semestru, także muszę iść, szczególnie, że czeka mnie ta impreza. Gdzie ona jest?

-Dwa piętra w dół, mieszkanie pięćdziesiąt sześć – powiedział Jeremy uśmiechając się do niego.

-Jeszcze się z tobą policzę – powiedział – miło było cię poznać – wyciągnął rękę na pożegnanie do Michaela – do zobaczenia.

Gdy tylko drzwi za nim się zamknęły, Michael objął Jeremyego całując go intensywnie w szyję.

-Jak to się stało, że się zgodził – wymruczał tuż za jego uchem.

-Mam swoje sposoby – powiedział Jeremy czując, że powoli zatraca się pożądaniu, które zaczęło go ogarniać – Ale nie musisz... - nie dokończył, gdyż poczuł, jak Michael zachłannie wbił się w jego usta. Nie przerywając pocałunku poprowadził go w stronę blatu kuchennego, aż Jeremy oparł się o niego. Teraz nie mógł już nic zrobić, jedynie oddawać jego pocałunki. 

Nagle jakiś głuchy odgłos postawił ich z powrotem na ziemię. Michael spojrzał na leżącą na podłodze drewnianą łyżkę.

-Tak to jest, jak się nie sprząta – powiedział Jeremy wyswabadzając się z objęć mężczyzny i podnosząc z ziemi przedmiot.

-Najpierw rybki - powiedział Michael i poszedł do salonu do akwarium.

-Mogę ci jakoś pomóc?

-Jeśli chcesz, mógłbyś trzymać tą miskę – wskazał na szklaną sałatkową miskę, w której była woda wraz z jedną z rybek – będzie mi łatwiej wyłapać resztę rybek.

Jeremy od razu podszedł do niego wziął naczynie do rąk i podstawił do góry, by wygodnie mu było wrzucać rybki. Jednak jak na złość żadna nie chciała podpłynąć i dać się złapać.

-Boją się ciebie – powiedział Michael.

-Mam sobie pójść? 

-Mógłbyś się im przedstawić i powiedzieć, że nie planujesz ich potem usmażyć na kolację.

-A potem pewnie one mi się przedstawią?

-One nie, ale ja mogę ci je przedstawić. W misce masz teraz Tikiego.

-Co? Nie mów, że Sam miał rację, mówiąc, że je nazywasz.

-Cóż... Myśli on, że to był dobry żart i niech tak pozostanie. Nie musi znać prawdy – Michael spojrzał na Jeremyego błagalnym wzrokiem, by ten się nie wygadał. Teraz pewnym już było, że mężczyzna nie żartuje i rybki naprawdę mają swoje imiona – Togi, chodź tutaj, teraz twoja kolej – mówił cicho do rybek próbując złapać jedną z nich – mam cię – powiedział i szybko wrzucił ją do miski.

-Cześć Togi – powiedział bez entuzjazmu Jeremy. Nie przypuszczał, że związał się z takim wariatem. Ale może to dobrze, że dopiero teraz się o tym dowiedział... - Przecież one są identyczne.

Jeremy zaczął się dokładnie przyglądać poszczególnym rybkom, by zobaczyć różnice między nimi. To nie może być prawda. Michael jedynie sobie ze mnie żartuje i teraz wymyśla im imiona.

-Tisi, chodź do pana – mówił Michael do jednej z rybek. Wcale nie wyglądał, jakby sobie żartował. Doskonale wiedział, jak rozróżnić poszczególne rybki. Jako dziennikarz umiał obserwować, słuchać oraz zapamiętywać detale. Rybki tutaj nie stanowiły żadnego wyjątku.

Gdy ostatni rybka, Tory, wylądowała z pozostałymi na stoliku, mężczyźni zajęli się dokładnym wyczyszczeniem akwarium, zmienieniem wody, czy wymienieniem filtrów. Gdy wszystko było gotowe, rybki ponownie wylądowały w swoim wodnym królestwie radośnie pływając wokół roślinek i małych budowli, takich jak zamki. 

-I tak nie chce mi się wierzyć, że umiesz je rozpoznawać i do tego wołasz do nich po imieniu...

-Właśnie dlatego nie chcę, by ktokolwiek był przy tym, jak myję im akwarium.

-Jak je w ogóle rozpoznajesz? Jak dla mnie są identyczne.

-Wcale nie są. Są tak jak ludzie. My wszyscy jesteśmy jednym gatunkiem, ale każdy jest inny. Tak samo z nimi, kotami, małpami, czy pająkami.

-Pająki też nazywasz?

-Nigdy żadnego nie miałem... Tak mi przyszło do głowy. Zresztą nie wiem, czy potrafiłbym je rozpoznać. W każdym razie moje rybki jestem. Tory na przykład – tu wskazał na jedno ze zwierzątek – ma ciemną plamkę na ogonie. Żadna inna rybka takiej nie ma.

-Gdybym wiedział wcześniej, z jakim wariatem się wiążę...

-To nie byłbyś ze mną?

Jeremy spojrzał na niego zrezygnowanym wzrokiem. Michael miał rację. I tak by się z nim związał. Kochał go niezależnie od tego, jak duże wariactwa wyczyniał.

-No nie wiem, nie wiem – zażartował.





Podczas, gdy Jeremy brał prysznic w łazience, Michael układał włosy, które w ostatnim czasie z lekka za bardzo zapuścił. Jeszcze z trzy miesiące i śmiało mógłby próbować wiązać je w kucyk. Jednak aż tak nie zamierzał dać im urosnąć i już szukał w głowie jakiegoś wolnego terminu do fryzjera. 

Spojrzał w lusterko w odbijającą się w nim kabinę prysznicową, zza której szyby widział niewyraźną sylwetkę Jeremyego. Ogólnie uważał, że mężczyzna bardzo się przed nim i nie tylko przed nim otworzył. Sam Billy, z którym rozmawiał kilka dni temu spotykając przez przypadek w supermarkecie, powiedział to samo – Jeremy nie jest już tą samą osobą, co jeszcze trzy miesiące temu. 

Widać to było po jego zachowaniu – zmniejszeniu jego skrępowania, otwarciu na nowo poznane osoby, a także w twórczości, gdyż w ostatnim czasie śpiewał i grał dużo weselsze kawałki, a także sporo sam tworzył. Dużo więcej niż poprzednio, również, jeśli chodzi o rysunki, którymi zapełniał wieczorami swój zeszyt. Sam szkic, z pamiętnej nocy w zajeździe w Rzymie wylądował na biurku, pod podkładką, gdzie jak sądził Michael nikt nie zajrzy. On sam nie raz siedział wieczorami i patrzył się na rysunek. Ledwo odebrał go Jeremyemu, który chciał go zachować dla siebie. Michael jednak uparł się, że chce mieć coś, co zostało przez Jeremyego narysowane. No i przede wszystkim zasłużył na tę pracę - w końcu pozował do niej przez pół nocy.

Woda została wyłączona, a z małej szczeliny otwartej kabiny, Michael dostrzegł rękę Jeremyego próbującą dosięgnąć powieszonego obok ręcznika. Nagle ręcznik razem z dłonią zniknął, a z pod prysznica wyszedł Jeremy. Krople wody nadal spływały po jego ciele.

-Nawet w łazience nie mogę mieć chwili spokoju – powiedział widząc stojącego przy umywalce Michaela. Nie spodziewał się go tutaj, chociaż był świadomy tego, że nie zamknął drzwi do pokoju.

-Aż tak mnie nie chcesz w mojej własnej łazience? - zapytał Michael podchodząc do Jeremyego i rozwiązując ręcznik z jego pasa, by go wytrzeć – Chętnie pokazałbym ci, jak wielofunkcyjna może być moja łazienka, ale możemy się wtedy spóźnić na imprezę, a tego bym nie chciał. Szczególnie, że nigdy nie wiadomo, kiedy pieluszki im się skończą – Michael nie widząc co im kupić w prezencie kupił paczkę pieluszek, jako najpotrzebniejsze, różne grzechotki oraz sporej wielkości grający samochodzik.

-A tobie w głowie tylko jedno – pokręcił głową Jeremy zakładając niebieską koszulę i zapinając kolejno jej guziki – powiedziałeś Samowi, że będzie Kevin?

-Tak... Nadal zastanawiam się, jak go przekonałeś. Nikt normalny nie zgodziłby się pójść na jakąś imprezę z okazji narodziny dziecka, na której nikogo się nie zna, oprócz kumpla, który chce cię zeswatać z jakąś gadułą, z którą nikt o zdrowych zmysłach się nie zwiąże.

-Umiem być przekonywujący – powiedział jedynie Jeremy.

-Dobra, już dobra. Zakładaj skarpetki, buty i idziemy – powiedział Michael widząc, że nic tu nie zdziała i nie wyciągnie od niego, jak to się stało. Był naprawdę ciekawy. Zastanawianie się zostawił jednak na później i poszedł do salonu, gdzie zostawił zapakowany prezent. Czuł, że zapowiada się ciekawe spotkanie, chociaż bardziej nie mógł się doczekać tego, co będzie po, gdyż Jeremy miał zostać u niego na noc.





Michael zastukał do drzwi i ruszył za klamkę. Były otwarte. Wsunął się do środka ciągnąc za rękę Jeremyego.

-Jest tam ktoś? - zapytał głośniej. 

-Wreszcie! - powiedział Sam wchodząc do przedpokoju – już myślałem, że nikt nie przyjdzie. Ashley jeszcze dzwoniła mówiąc, że się spóźni, ale to chyba nawet dobrze. Jak tam leci? - przywitał się po kolei z gośćmi – macie coś do żarcia? Bo ja oprócz napojów alkoholowych i tych bezalkoholowych oraz ciastek kupionych w sklepie, to nic nie mam.

-Spokojna głowa – powiedział Michael – tutaj jest ciastko, a tutaj sałatka.

-No to mogę was w takim razie zaprosić do salonu.

Apartament Sama było o wiele większe od mieszkania Michaela. Idealne dla większej rodziny. Mieszkanie było zadbane i ładnie urządzone. Widać w nim było kobiecy gust. Wszystko musiało być praktyczne i idealnie poukładane. Nawet zdjęcia na ścianie przedstawiające szczęśliwe małżeństwo gospodarzy były w niepowtarzalny sposób powieszone w kształcie serca. Nie było tu takiego minimalizmu i nowoczesności, jaką uznawał Michael, któremu niewiele brakowało do szczęścia. Tutaj panowała miła, rodzinna atmosfera.

W salonie siedziała Clara i chodziła z dzieckiem na rękach po pokoju.

-Cześć chłopcy – powiedziała na ich widok – pójdę do sypialni, bo Andrew już prawie śpi – szepnęła i poszła.

-Jest naprawdę słodki i wygląda jak ojciec – przyznał Jeremy na głos po wyjściu kobiety.

-Dzięki – powiedział Sam promieniując dumną.

-A oto mały upominek – Michael wręczył mu starannie zapakowaną paczkę.

-Nie trzeba było... Ale. Nie stójcie tak, siadajcie – wskazał na krzesła jadalni, samemu wychodząc do kuchni po sztućce.

Mężczyźni usiedli przy stole, a Michael zaczął nalewać napoje do szklanek. W pewnym momencie usłyszeli dość cichy dzwonek domofonu.

-Musiałem wyciszyć – powiedział Sam udając się na korytarz – To ty jesteś Kevin? Wchodź śmiało.

Po kilku minutach rozległo się ciche pukanie do drzwi. Sam od razu rzucił się w tamtą stronę, by poznać gościa.

-Jestem Sam, miło mi cię poznać.

-Kevin. I przepraszam, że tak nagle...

-Nie ma sprawy. Przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi. Tam jest salon. Rozgość się, a ja pójdę po Clarę.

W drzwiach salonu stanął zmieszany Kevin. Wyraźnie widać po nim było, że zastanawiał się, co tutaj robi. 

-Mówiłem ci, że nie będzie problemu – powiedział Michael wesoło i machnął do niego ręką, by ten dołączył do stołu. Po chwili dołączyli do nich świeżo upieczeni rodzice.

-Cieszę się Michael, że przygotowałeś coś, gdyby nie ty, pewnie oprócz piwa nic więcej nie stałoby na stole – powiedziała Clara nakładając sobie sałatki.

-Nie ma o czym mówić. Wiesz, że uwielbiam gotować.

-Gdyby Sam jeszcze uwielbiał...

-Kochanie – powiedział urażony mężczyzna – ależ ja uwielbiam gotować. Nic jednak nie poradzę, że poskąpiono mi do tego talentu.

-Owszem, masz Sam talent – do spalenia kuchni, zanim do niej jeszcze wejdziesz.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Michael położył rękę na oparciu krzesła obok, na którym siedział Jeremy. Dłonią delikatnie dotykając jego ramienia. Czuł, że będzie to miła impreza, na której wszyscy się rozluźnią i zapomną chociaż na chwilę o kłopotach i codziennych sprawach.

Spojrzał na drugi koniec stołu, gdzie siedział samotnie Kevin. Sporadycznie się odzywał, lecz uważnie wszystkich obserwował i słuchał. Był zupełnym przeciwieństwem Ashley. Zarówno z wyglądu, zachowania jak i stylu bycia. Już teraz był Michael w stanie powiedzieć, że albo przyjaciółka zachwyci się Kevinem, albo od razu znienawidzi. Raczej nie będzie niczego pomiędzy.

W dalszym ciągu zastanawiał się, co takiego się stało, że przyszedł on na nieznaną mu imprezę do nieznanych organizatorów, by poznać nieznaną mu dziewczynę. 

Z rozmyśleń wyrwało go otwieranie drzwi do mieszkania. Wszyscy równocześnie spojrzeli w tamtą stronę. Nagle w progu salonu pojawiła Ashley.

-Witam wszystkich, a szczególnie – jej wzrok zatrzymał się na Kevinie, by zaraz przejść do Clary – a szczególnie nowego członka rodziny Watsów. Gdzie jest Andrew? Ciocia przyszła – powiedziała.

-W sypialni, pokarzę ci go – Clara od razu wstała od stołu i pobiegła do dziewczyny całując ją w policzek na powitanie

Kilka minut później kobiety wróciły z zauroczoną Ashley zachwycającą się nad maleństwem.

-Boże, jaki on słodki – powiedziała siadając naprzeciwko Michaela – Widziałeś go, Mexico?

-Owszem i to nie po raz pierwszy – powiedział Michael myśląc o tym, ile razy został wybawiony ze swojego mieszkania te kilka pięter w dół, żeby zobaczyć, jak Andrew wziął do rączki smoczek.

-Właśnie. Widzę, że mamy w naszym gronie jakąś nową, nieznaną mi twarz. Jestem Ashley – kobieta wyciągnęła rękę do siedzącego obok mężczyzny.

-Kevin.

Michael uważnie obserwował reakcję przyjaciółki. Niestety, nic z niej nie wyczytał. Żadnych emocji, pierwszych wrażeń. Nic.

A spotkanie nadal trwało. 

Właściwie przebiegało dokładnie tak, jak jak każde inne. Ashely trajkotała na przemian z Samem. Clara co jakiś czas powiedziała jakąś mądrą frazę. Jedynie od czasu do czasu idąc do sypialni sprawdzić, czy dziecko nadal spało. Michael zjadał się na słowa z Ashley, która z dopingiem Sama czuła się jeszcze pewniejsza w swoich docinkach, niż jak gdyby była z nim sama. Jeremy z jednej strony stawał w obronie Michaela, z drugiej jednak śmiał się równo ze wszystkich żartów którymi stał się jego chłopak ofiarą. Można by rzec, że wszystko było jak najbardziej po staremu, aż w pewnym momencie rozmowa zaczęła zbaczać na niebezpieczny tor, jakim były mniejszości etniczne w Stanach. Oczywiście wszystko zaczęło się od pochodzenia Michaela.

-Ale powiem wam – mówiła Ashley – że gdyby nie Michael, to nadal uważałabym, że meksykanie to nic innego, a jedno wielkie taco.

-Szczególnie, że nie mam w swojej krwi nawet kropli meksykańskiego pochodzenia – mruknął pod nosem mężczyzna.

-Oj Mexico, Mexico. Zupełnie nic nie rozumiesz. Co to kogo odchodzi, czy jesteś z Honduras, czy Meksyku. Hispanic, to Hispanic.

-To tak jakby mówić, że to bez różnicy, czy ktoś jest z Rosji, czy Chin, bo i to i to jest Azja.

Ashley wypiła kolejny kieliszek whiskey z colą. To był co najmniej piąty za dużo. Powoli zaczynała tracić poczucie tego, co może, a czego nie powinna mówić. Dziewczyna wzięła butelkę i wlała do niej whiskey chcąc przygotować sobie kolejnego drinka.

-Kto się napije? Może ty, Kevin?

-Nie dziękuję – powiedział, nie po raz pierwszy zresztą tego wieczora. Razem z Clarą nie tkną dzisiaj alkoholu, chociaż u Clary to było logiczne.

-A może jednak? - zapytała – a może jest jakiś powód, który nie pozwala ci pić? Nie wiem... Próba pokazania, że wy, czarni umiecie się dobrze bawić bez alkoholu, kiedy my, biali musimy się napić?

Kevin zmarszczył brwii. Domyślał się, co chciała powiedzieć przez to dziewczyna, ale nie dał tego po sobie znać. I tak była pijana.

-Chyba starczy ci alkoholu na dzisiaj – powiedział i zabrał jej szklankę spod nosa i odsunął na róg stołu, gdzie siedział.

-Chyba ci się w głowie poprzewracało z trzeźwości. Nikt nie będzie mi mówił, kiedy mam przestać cokolwiek robić.

-Chyba wreszcie ktoś powinien. Nie masz dziewczyno umiaru. 

-Chyba nie masz prawa mi tego mówić.

-Chyba obowiązuje wolność słowa. 

-Chyba nie masz władzy, żeby mi zakazać się napić.

-Chyba jednak będę dzisiaj miał.

-Słyszałeś, popaprańcu? - powiedziała i spojrzała na Michaela. Z oczu strzelały jej iskry. Była naprawdę nieźle zła na Kevina. Nie potrafiła jednak mu się przeciwstawić. Była w pułapce, której nie rozumiała. 

Michael zamiast odpowiedzieć uśmiechnął się widząc, że plan zaczyna działać. Przeciwieństwa jednak się przyciągają.

-Ja nie mogę – powiedziała Ashley opierając się zrezygnowanie na krześle – wszyscy są dzisiaj przeciwko mnie – raptownie podniosła się łapiąc Kevina za nadgarstek jedną ręką, by druga spróbować dosięgnąć szklankę. Bez skutku – cholera – przeklęła – nienawidzę cię, słyszysz?! - krzyknęła w jego stronę.

-To dobrze. Myślisz, że inni pałają do ciebie innymi uczuciami? Mogę się założyć, że jesteś samotna, byłaś samotna i będziesz, bo nikt nie zwiąże się z kimś takim.

Ashley momentalnie zamilkła. Jakby ktoś kubeł wody na nią wylał. Jej wielkie, zielone oczy raz jeszcze rozszerzyły się, jak u kota, by nagle zamknąć się i zniknąć pod powiekami. Oparła łokcie na stole i schowała twarz w dłoniach.

-Ja... Nie miałem tego na myśli – powiedział szeptem Kevin. 

Zapadła cisza przerwana wibracjami czyjegoś telefonu.

-Tak słucham? - zapytał Jeremy odbierając połączenie. Po chwili zastygł bez ruchu i wypuścił telefon na podłogę, który o nią głucho uderzył niszcząc obudowę i szybkę wyświetlacza.

-Jeremy – powiedział Michael łapiąc go za ramię – coś się stało?

Chłopak spojrzał na wszystkich pustym wzrokiem. Nawet Ashley z niepokojem obserwowała całe zdarzenie.

W końcu Jeremy przełknął ślinę i wydusił z siebie te trzy słowa.

-Ona nie żyje... 



Zapadła głucha cisza.





*****

1 komentarz: